sobota, 3 listopada 2012

Zmiany,zmiany,zmiany...

Słowem wstępu
Witajcie! Nie było mnie tu całkiem długo, tak długo, że przegapiłam urodziny własnego bloga! :o Jednak nie mam zamiaru specjalnie się tłumaczyć brakiem czasu, innymi obowiązkami czy czymś w tym stylu - zwyczajnie dopadło mnie lenistwo i wcale nie ciągnęło mnie do pisania recenzji, więc odpuściłam sobie to na jakiś czas, ponieważ nie ma sensu robić nic na siłę. Świadomość upływającego czasu miałam, jednak wiedziałam, że bloga nie opuszczę, zwyczajnie musiałam zrobić sobie dłuższą przerwę bez uprzedzenia, ponieważ wiedziałam, że kiedy już do Was napiszę wsiąknę z powrotem :). Jakiś czas temu zastanawiałam się już nad napisaniem posta i tak całkowicie przekonała mnie do tego przesyłka z Włóczykijką. Był to argument niemal niepodważalny i poczułam, że nadszedł czas. I bardzo się z tego powodu cieszę :). W związku z tym zaplanowałam wprowadzenie kilku zmian, nie tylko estetycznych (jak można zaobserwować zdecydowałam się na nowy, jesienny wystrój bloga), ale również dotyczących treści bloga. Mianowicie postanowiłam nieco odmienić ogólny zarys treści na blogu. Dotychczas pojawiały się tutaj przede wszystkim recenzje książek, kilku filmów, parę tagów i nic poza tym. Dlatego właśnie zapragnęłam, by blog nie był stricte recenzyjny, ale by znalazły się tutaj także inne wątki - więcej z życia prywatnego, refleksji czy krótkich notek ze zdjęciami, poleceniami czy przepisami. Oczywiście nie zabraknie również książek, bo przecież właśnie one skłoniły mnie do założenia tego bloga. Po prostu chciałabym włożyć w tego bloga więcej serca, duszy i pasji, nie chcę by był on tak bezosobowy. Jak pewnie zauważyliście, jestem osobą niezbyt systematyczną i punktualną. I nie wynika to z braku poczucia odpowiedzialności, ale raczej tego, że chcę robić to co kocham, robić to z własnej, nieprzymuszonej woli. A prowadząc bloga dotyczącego jedynie jednej sfery zapętliłam się, wpadłam w sieć terminów, ponieważ miałam świadomość, że notki powinny pojawiać się przynajmniej raz na tydzień, więc muszę skończyć tę książkę, muszę napisać tę recenzję. A w czasie, kiedy nie miałam dla Was żadnej recenzji niezbyt wiedziałam co napisać i kiedy znaleźć na to czas skoro obowiązki gonią, a do tego ta książka i recenzja. Decydowałam się więc zaczekać te kilka dni.
Natomiast nie oznacza to, że czytanie i pisanie tych recenzji stało się wtedy przymusem. Nie, po prostu potrzebowałam na to więcej czasu, dlatego też brakowało mi tej punktualności, jednak zawsze miałam poczucie rzetelności, które mówiło mi, że wreszcie powinnam do Was napisać. To dlatego, że uwielbiam wirtualny kontakt z ludźmi, zawsze przyciągało mnie zawieranie internetowych przyjaźni i myślę, że tak będzie zawsze. Dlatego też wpadłam na pomysł rozszerzenia tematyki bloga, gdyż chciałabym byście i Wy poznali mnie bliżej i ja Was. Uważam, że wpisy również staną się wtedy bardziej systematyczne, a przede wszystkim pisane z potrzeby serca :). Z początku myślałam czy nie założyć drugiego bloga, jednak uznałam, że prawdopodobnie wówczas rozpadłby się jeden lub nawet obydwa blogi. Dlatego teraz skupiam się na prowadzeniu tego bloga i sądzę, że będzie to najlepszym rozwiązaniem :). Napiszcie mi co o tym sądzicie, mam nadzieję, że przyjmiecie mnie z powrotem ciepło, a zmiany Was nie odrzucą :)
Rozpisałam się strasznie, aż zapomniałam, że przecież mam dla Was kolejną recenzję! :). Wybaczcie mi za jej słabą formę, niestety przerwa robi swoje.

Dziewczynka, która widziała zbyt wiele
Małgorzata Warda



Data wydania : luty 2012r.
Wydawnictwo : Prószyński i S-ka
Gatunek : dramat
Ilość stron: 317
Moja ocena : 5/6

Do tej recenzji zabrać mi się było ciężko. Nie tylko z powodu dłuższej przerwy, ale też wrażenia jakie wywołała na mnie książka.
O przemocy w rodzinie słyszymy dziś dosyć często, pojawiają się kolejne akcje związane z tym problemem, jednak wciąż jest to temat tabu. Większość z nas stara się omijać to zagadnienie, ponieważ choć nie jesteśmy nieczuli, nie chcemy słuchać o bólu i cierpieniu. Idziemy dalej, bo jesteśmy świadomi, że wywoła to w nas emocje. A my nie mamy czasu na łzy, spieszymy się w pogoni za światem, więc wolimy pogadać ze znajomym na błahe tematy, które nie poruszą żadnej struny.  Jednak czasem warto przyjrzeć się problemowi, który zepchnięty w kąt i tak będzie do nas powracał, aby w przyszłości nie odwracać oczu od ludzi, którzy potrzebują wsparcia.
Już pierwsze słowa „Dziewczynki...” dają do zrozumienia, że będzie to książka inna niż zwykle. Nie taka, którą można poczytać w między czasie, ani taka którą po przeczytaniu w ciągu wieczora odłożymy od razu na półkę. To książka, która choć może łez nie wywoła - wbija w fotel.
Kiedy rozpoczęłam przygodę z książką,  wkroczyłam do krainy cierpienia. Bramę otworzyła mi Ania Budzisz. Kilkunastoletnia dziewczynka otworzyła bramę, której już nie można zamknąć z powrotem. Ból rozlał się potokiem smutku tworząc historię, którą zapamiętać trzeba. 

Ania i jej brat Aaron darzą siebie szczególną więzią. Wspierają się wzajemnie i stanowią dla siebie opokę. Dzielą się miłością, której im nie dano. Lecz czy rzeczywiście potrafią być dla siebie prawdziwym wsparciem czy jeszcze bardziej skomplikuje to ich życie?
Ania i Aaron w czasie choroby matki trafiają pod opiekę ciotki, u której życie powinno stać się sielanką. Tak widzi to Ania. Jednak rzeczywistość okazuje się inna od wyobrażeń. Piękny dom staje się miejscem przemocy, dramatycznej walki o przetrwanie i zmaganiem się z własnym cierpieniem. Pozostaje pytanie - czy z piekła można się wyrwać? Czy można uporać się z bolesną przeszłością i wieść normalne życie w przyszłości? Czy uda się to Ani i Aaronowi? Na to pytanie, odpowiedź musicie odnaleźć sami. 

Małgorzata Warda, autorka książki, opisuje wydarzenia z życia rodzeństwa w sposób nietuzinkowy. Nie zachowując chronologii zdarzeń, cofając się do przeszłości by w zupełnie niespodziewanym momencie powrócić do dnia dzisiejszego oraz przedstawiając historię z różnych punktów widzenia, nakreśla historię prawdziwą. Historię, która może rozgrywać się za drzwiami każdego domu. Jednak nie wyobrażam sobie by istniało coś co mogłoby przekroczyć ją w swoim okrucieństwie. 

Nie mogę nie wspomnieć o okładce książki. To przede wszystkim ona i jej tytuł przyciągnęły mnie do siebie. Ale teraz patrząc na nią, nie mogę się nadziwić jak bardzo nie pasują do treści książki. Za każdym razem kiedy po przeczytaniu kolejnego fragmentu zamykałam ją uderzała we mnie ta sprzeczność. Sama nie wiem dlaczego i jak miałby wyglądać jej odpowiednik, lecz wciąż odczuwam tę rozbieżność.

Czytając „Dziewczynkę...” miałam wrażenie jakbym oglądała świetny, niszowy, polski film pozostawiający po sobie pustkę i milczenie. Być może niektórzy z Was stwierdzą „Ee, to nie dla mnie, nie moja tematyka”, ale ja również przed jej przeczytaniem nie sięgałam po książki tego typu. Przemoc wydaje się tematem tak oklepanym przez psychologów, że wyobrażamy sobie, że nic już w tym temacie nie można dopowiedzieć. A jednak. Nie potrafię nawet wyrazić słowami jak piorunujące wrażenie wywołała na mnie i jak bardzo polecam ją każdemu z Was. W tej książce jest wszystko co dramat ściskający za serce powinien zawierać - miłość, nienawiść, ból i cierpienie... A to wszystko owiane tajemnicą, niedopowiedzeniami i nierozwikłanymi wątkami. Dlatego warto usiąść i ze spokojem, bez pośpiechu poznać historię Ani i Aarona.


Książkę przeczytałam dzięki udziałowi w Akcji Włóczykijka (SPOPA), którą serdecznie wszystkim polecam :). 

8 komentarzy:

  1. Cieszę się, że wróciłaś, piszesz świetne recenzje :)
    Co do "Dziewczynki..." nie czytałam, ale już od dawna planuję to zmienić.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Również jestem zapisana we Włóczykijce do tej książki:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Cieszę się, że wróciłaś! ;D Ja także miałam mały kryzys bardziej spowodowany życiem prywatnym, nieco lenistwem i w części chęcią zrobienia wszystkiego na raz. Podziwiam i z uśmiechem na ustach przeczytałam Twoją recenzję ;) Na pozycje ząbki ostrzę już jakiś czas i jak tylko pojawi się w bibliotece - przeczytam ;D

    PS. Super grafika! ^^

    OdpowiedzUsuń
  4. Książkę mam w planach, trudne tematy nie są łątwe w odbiorze, ale warte poznania.

    OdpowiedzUsuń
  5. Czytałam książkę, dałam jej 4/6 - bo aż takiego wrażenia znów na mnie nie wywarła :)
    Co do powrotu, to dobrze, że jesteś. I że zamierzasz dalej prowadzić to miejsce. Powodzenia :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Pamiętam te silne emocje towarzyszące czytaniu książki... Małgorzata Warda to bardzo zdolna pisarka :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Podoba mi się Twój pomysł na zmiany;) I rozumiem Cię - czasem trzeba zrobić sobie przerwę, tak po prostu...
    Co do książki - jakoś mnie do niej nie ciągnie, przynajmniej na razie, ze względu na tematykę.

    OdpowiedzUsuń