sobota, 28 stycznia 2012

Wilki w modnych ciuszkach

Nareszcie wzięłam pewne sprawy w swoje ręce. Zaczynam działać i planować. Ten rok nie będzie stracony. Realizujmy swoje plany już dziś, nie wtedy gdy otworzą nam się oczy 31 grudnia lub w dniu urodzin ;). Ruszam z nową energią. A tymczasem... może leniwy sobotni wieczór pod kołdrą, z dobrą książką lub filmem? Co polecacie? Ja mogę Wam polecić film, który oglądałam w czwartek - Duchy Goi. Choć za filmami historycznymi nie przepadam, o tym słyszałam dobre opinie, postanowiłam obejrzeć fragment i odrazu się wciągnęłam! Niemoralna w dzisiejszych czasach inkwizycja wpleciona w ciekawą historię. Zagadkowe zakończenie pozostawia nas w zadumie...

Wilki w modnych ciuszkach - Carrie Karasyov & Jill Kargman

Chyba każdy z nas myślał kiedyś o sławie. Jedni odrzucili ten temat z góry, a inni – będący zdecydowaną większością – pogrążyli się w marzeniach o tym jak cudowne będzie ich życie, gdy staną w świetle reflektorów. Ale ten świat to nie tylko autografy, zdjęcia w czasopismach czy markowe stroje. Ani też ciężka praca. To walka o utrzymanie dobrego imienia i życie w ciągłym zakłamaniu. Słyszymy o tym coraz więcej, a filmy i książki ukazują prawdziwe oblicze wyniszczającej popularności.

Takich czytadeł jest mnóstwo i z grubsza nie różnią się fabułą. Przeważnie głównym bohaterem jest zagubiona dziewczyna marząca o towarzystwie znanych osobistości i rozgłosie. Wśród zamieszania w swoim życiu odrzuca przyjaciół i całkowicie oddaje się nowemu życiu. Ten świat ukazuje przed nią swoje prawdziwe oblicze, pełne fałszu, złośliwości i intryg. Jak się okazuje, bohaterka zupełnie do tego świata nie pasuje. Dostaje od losu ważną lekcję, wraca do prawdziwych przyjaciół, którzy przyjmują ją z otwartymi ramionami, staje się znana dzięki własnej pracy, źli dostają nauczkę i wszystko kończy się „happy endem”. „Wilki w modnych ciuszkach” również należy do tego typu książek i wiemy to już sięgając po nią. Jednak czasami właśnie na taki rodzaj książek mamy ochotę. Nie zawsze siadając do lektury oczekujemy publikacji, która zmieni nasz światopogląd i wzbogaci w wiedzę. Niekiedy mamy ochotę po prostu się zrelaksować przy ciekawej lekturze. Dlatego właśnie czytelnik sięga po

książkę lekką i przyjemną, z przewidywalnym zakończeniem, które poprawi nam humor.

Mimo prostej fabuły, główna bohaterka „Wilków...”, Julia, wcale nie jest naiwną szarą myszką, która przyjechała do Nowego Jorku, aby dotrzeć do śmietanki towarzyskiej. Wręcz przeciwnie. Jest przebojową dziewczyną z wyczuciem stylu i bijącym od niej optymizmem. Praca ekspedientki w znanym salonie jubilerskim Pelham ma jedynie przybliżyć ją do celu – projektowania eleganckiej biżuterii. W świat sławy zostaje wciągnięta przez dziedziczkę salonu, Lell Pelham oraz jej przyjaciółkę, Polly. Jest pionkiem w ich grze, w ich wyścigu o lepszą pozycję. Jednak eksperyment przestaje być bezpieczny, gdy Lell uświadamia sobie, że Julia nie jest pod jej całkowitą kontrolą, a między mężem sławnej dziedziczki i Julią rodzi się chemia...

W książce podobało mi się ukazanie historii z wielu stron oraz dobrze nakreślone postacie. Dzięki temu lektura stała się wielobarwna.Przedstawia nie tylko wielkomiejski świat, ale też problemy takie jak zdrada, odstawanie od grupy pod względem pieniędzy, nie okazywanie miłości dziecku. Umiejętnie wplecione osobiste przeżycia wzbogaciły prosty motyw książki. Ukazują one jak wielki wpływ na człowieka ma jego przeszłość, a w szczególności dzieciństwo.

„Wilki w modnych ciuszkach” to efekt współpracy Carrie Karasyov i Jill Kargman. Wyszło im to naprawdę nieźle i jestem zaskoczona, że w książce pisanej przez dwie osoby nie odczuwa się różnicy stylu oraz humoru pisarek. Ich pióro jest lekkie, a lektura przyjemna, choć czasem przeszkadzały mi przekleństwa. Ich ilość jest przystępna, lecz wtrącenie tych słów w danych momentach książki, wydawało się nie na miejscu.

Często oceniam książki po okładce i myślę, że wielu z nas to robi jeśli znajduje się wśród książek, których recenzji nie czytał. Bowiem ciężko byłoby przeczytać opis każdej książki na półce w księgarni czy bibliotece. Dlatego trzeba dokonać wstępnej selekcji. I myślę, że patrząc na oprawę graficzną „Wilków...” oraz tytuł książki, nie zdecydowałabym się na nią. Nie są zbyt oryginalne i wydają się wręcz próżne. Natomiast oryginalna okładka jest ciekawa i pomysłowa. Dlatego jeśli lubicie książki o takiej tematyce, nie zrażajcie się.

W książkach takich jak ta, możemy przebierać bez końca. Jednak mimo przewidywalnej fabuły, „Wilki...” parokrotnie mnie zaskoczyły. Już pierwsze strony zachęcają do dalszej lektury, a czytelnik staje się ciekawy jak rozwinie się akcja, nie tylko przewodniego tematu, ale też tych pobocznych. Kilka postaci obdarzyłam sympatią, poczułam ukłucie żalu, uśmiechnęłam się. Z czystym sercem mogę polecić tę książkę komuś kto nie oczekuje jedynie zadumy czy szaleńczych zwrotów akcji, ale relaksującego wieczoru z ciepłym kocem, herbatą i książką.

Moja ocena : 4/6

piątek, 13 stycznia 2012

Siedem pożarów Mademoiselle

Piątek 13-tego. Wierzycie w przesądy? Dla mnie trzynastka zawsze jest szczęśliwa - to dzień mojego urodzenia, poza tym nie chcę dać się komuś sobą manipulować tylko dlatego, że zawsze był to jego pechowy dzień, więc postanowił rozpowszechnić to hasło i zniszczyć każdemu zwyczajny dzień. Nie wiedzieć czemu mnóstwo ludzi sobie to wmawia. U mnie to nie przejdzie - to ja kreuję swoje dni :). Ten tydzień upłynął mi w całkiem miłej atmosferze, choć bez rewelacji. Przedwczoraj kupiłam kalendarz z sentencjami z książek Paulo Coelho. Polecam, ma w sobie to coś :) W dodatku jego barwy są bardzo optymistyczne. Zwlekałam długo, ale nie chciałam mieć zwyczajnego, prostego kalendarza. Szukałam takiego z duszą i w końcu wybrałam się do mojego niezastąpionego Empika. Jako, że mam już w czym pisać i planować, postanowiłam - teraz moje notki będą bardziej sumienne i postaram się zaglądać na Wasze blogi regularnie. Powiedzcie, jak to robicie? Ledwo nadążam za Waszymi wpisami, a przecież trzeba poświęcić czas na czytanie tych książek, pisanie recenzji i obowiązki. Zdradźcie mi przepis na to gospodarowanie czasem :). Zdecydowanie zgadzam się z tym, że jeśli się dobrze wszystko poukłada, to można zatrzymać wskazówki zegara, ponieważ nie tracimy go na zbędne sprawy. Tylko jak to zrobić?

Siedem pożarów Mademoiselle - Esther Villar„Niesamowite oczy , perłowoszare i lekko zezujące, przez co zawsze wyglądały na nieco zdziwione(...). Gęste, ciemnoblond włosy, zwykle zwinięte w luźny węzeł, tak że kilka kosmyków opadało miękko na zachwycająco wydatne kości policzkowe. Usta – wedle konwencjonalnych standardów urody, o wiele za duże, o nieuszminkowanych, zmysłowych wargach, które gdy Mademoiselle się śmiała, odsłaniały idealnie równe, białe zęby.”

„(...) Od czasu do czasu wygłaszała jakiś komentarz, a wówczas każda rozmowa milkła momentalnie. Nikt nie chciał uronić choćby tonu jej głosu ani widoku eleganckiej linii szyi, gdy nachylała ku mnie głowę, ani baletu delikatnych dłoni gdy, kiedy demonstrowała mi sposób posługiwania się szczypcami do homarów. Jeśli przy okazji jej serwetka zsunęła się na dywan, wszyscy panowie rzucali się ją podnosić. Gdy prosiła o solniczkę, wyciągały się ku niej ręce ze wszystkich stron. Uśmiech, którym dziękowała za uprzejmość, był z pewnością bardziej interesujący niż dowolny spór polityczny, w jakim obdarowany owym uśmiechem szczęśliwiec mógł przed chwilą uczestniczyć. Goście, zwłaszcza panowie, prześcigali się w tasiemcowych monologach, mając nadzieję, że w ten sposób zwrócą na siebie uwagę Mademoiselle. Ktokolwiek znał choćby parę słów po francusku, wtrącał co chwila: N’est-ce pas, Mademoiselle? A gdy po zjedzeniu posiłku odchylała się wdzięcznie na oparcie krzesła, aby, jak zwykle, zapalić papierosa gauloise bleu, każdy chciał być pierwszym, który poda jej ogień.”

Posągowa piękność. Znacie takie określenie, prawda? Ale ilu z nas poznało je w praktyce? Na świecie jest mnóstwo pięknych kobiet, ale czy istnieją te, które zapierają dech w piersiach niemal każdemu i nie mają żadnego dostrzegalnego uszczerbku urody? Wszystko jest kwestią gustu, a człowiek staje się najpiękniejszy w oczach innego w momencie zakochania.

W książce „7 pożarów Mademoiselle” spotykamy jednak kobietę, która zachwyca wszystkich. Nie można przejść obok niej tak jak codziennie mija się na ulicy ludzi. Przykuwa uwagę każdego. Ubrania nie dodają jej uroku – to ona sprawia, że nawet najbrzydsze i zniszczone okrycie, staje się piękne. Ponieważ otrzymała od Boga niesamowity dar. Dar, który przynosi wiele dobrego, ale jest również utrapieniem. Ten dar to piękno.

Owa bohaterka to tytułowa Mademoiselle, francuska guwernantka Carloty, która opowiada nam całą historię z perspektywy minionych lat. Jak się okazuje, istnieje osoba, której nie urzeka uroda Mademoiselle. Jest nią Nick Kowalski, strażak, w którym pewnego niefortunnego wieczoru zakochuje się guwernantka. To właśnie od spalonej choinki tak naprawdę rozpoczyna się cała historia. Postać Mademoiselle na początku jest dla czytelnika tajemnicą. Czy to wyniosła bogini patrząca na innych z wyższością? – zastanawiamy się. Później jednak poznajemy ją bliżej. Ale ta nieco wybuchowa i ekscentryczna kobieta nie odsłania przed nami wszystkich tajemnic. Wciąż pozostaje zagadką, ponieważ nie łatwo przewidzieć jej kolejny ruch.

Natomiast Carlotę uchodzi za jeszcze większą ekscentryczkę. Już jako 12-latka ma niezwykle wyrazisty temperament. Tworzy niesamowite projekty i wynalazki. Przy prezydencie Kennedym nie odczuwa tremy, jest raczej znudzona. Otwarcie wyraża swoje poglądy. Choć czasami jej zachowanie razi, jest bohaterką, którą można polubić.

Mimo, że przedstawiona historia odbywa się w latach 60-tych ubiegłego wieku, nie odczuwamy tego. Podane daty są istotne głównie dla przedstawionych, drugoplanowych wydarzeń. Dla mnie jest to dużym plusem. Książka podzielona została na krótkie nieponumerowane rozdziały, które pozwalają samemu ustalić przerwę czytania w dowolnym momencie. Powieść czyta się lekko, a czasami zatrzymuje nas jakiś fragment, przy którym możemy zastanowić się nad pewnymi sprawami. Zapewnia lekturę z chwilą refleksji, ale przede wszystkim humorem(choć nie obiecuję salw śmiechu) i dystansem do życia. I tak należy do niej podejść – nie z oczekiwaniem na psychologiczny portret piromanki, ale interesującą, nieco zabawną opowieść.

W „7 pożarów Mademoiselle” zaskoczyła mnie spora ilość Europy. W opowieści, która dzieje się przecież w Waszyngtonie, często słyszymy o Francji, Niemczech, a nawet Polsce! I jak się okazuje autorka książki, Esther Vilar jest Niemką.

Choć niekiedy irytowało mnie zachowanie Carloty czy jej guwernantki to uważam, że było warto sięgnąć po tę książkę. Zapewnia nie tylko relaks. Jej fabuła i sposób narracji sprawia, że czytelnik staje się niezwykle ciekawy co wydarzy się później i jak potoczy się historia. Zakończenie książki mnie zaskoczyło, może nawet nieco rozczarowało, ponieważ spodziewałam się zupełnie innego obrotu akcji i morału, który niesie książka. Ale razem z Carlotą po przewróceniu ostatniej strony, pozostał we mnie żal, tęsknota i ciekawość...

„Miłość to religia z najmniejszą wspólnotą wiernych (...) W tej religii Bóg i wierny występują w stosunku jeden do jednego.”

Moja ocena : 4/6

piątek, 6 stycznia 2012

Uwikłany

Lubię takie leniwe soboty okazujące się piątkiem. Słucham "Somebody that I used to know" , jem przepyszne ciasteczka kokosowe, piję herbatę z cytryną i piszę recenzję... Wybornie :D Dziękuję Wam bardzo za życzenia noworoczne ;). Niżej ciasteczka i ostatnie świąteczne zdjęcie - przepiękna kartka ze Stanów. Prawda, że niezwykle słodka?

Uwikłany - Pauline Rowson

Wyobraź sobie... Wiedziesz spokojne, stateczne życie u boku kochającej rodziny. Nie brakuje Ci niczego, otacza Cię grupa znajomych, nie masz wrogów. Jesteś przebojowy i pewny siebie. Aż tu nagle do Twojego domu wpada policja z nakazem aresztowania i całą gamą zarzutów. Nie masz pojęcia o co chodzi, wszystko słyszysz po raz pierwszy, jesteś zdezorientowany. Ale nikt Ci nie wierzy. Ilu jest winnych przyznających się do winy? Można ich zliczyć na palcach jednej ręki. Dlaczego akurat ty miałbyś mówić prawdę skoro wszystkie dowody przemawiają przeciw Tobie, a w śledztwie nie ma żadnej luki? Sprawa zamknięta. Przyjaciele i kochająca rodzina z czasem coraz mniej wierzą w Twoją niewinność. Zostałeś wrobiony. Uwikłany w przestępstwo, którego nie popełniłeś. Zwolnienie warunkowe jest wybawieniem. Teraz możesz odzyskać reputację.

Alex Albury znalazł się w takiej sytuacji. Doskonale wie, że odkopując sprawę wkracza w kolejne tarapaty. Każdy depcze mu po piętach. Ale jak ma odpuścić? Jak zaznać spokoju i beztrosko cieszyć się wolnością, gdy nie wiesz dlaczego ktoś chciał abyś cierpiał?

Pauline Rowson, autorka książki, wychowała się w Portsmouth. Jak wyczytałam jest to miasto na południowym wybrzeżu Anglii, jest to port marynarki wojennej, który jest wielką atrakcją dla miłośników historii morskiej Wielkiej Brytanii, a pisarka ma wielki sentyment do morza. I wszystko się zgadza. Akcja „Uwikłanego” toczy się na wyspie Wight, a bohater mieszka we własnej łodzi. Jego pasją jest żeglarstwo. Z początku obawiałam się tej „morskiej” tematyki, myślałam, że książka będzie pełna pojęć związanych z żeglarstwem. Jednak jak się okazało, temat jest zręcznie wpleciony. Rowson posiada na swoim koncie kilka innych książek, po które chętnie sięgnę. Cieszę się, że poznałam tę autorkę.

„Uwikłany” to kryminał warty uwagi. W każdym rozdziale dzieje się coś co ma znaczenie dla dalszego przebiegu akcji. Przypomina to oglądanie emocjonującego serialu – na końcu każdego odcinka staje się coś co zachęca nas do oglądnięcia następnego i jesteśmy niezwykle ciekawi co wydarzy się dalej. Kiedy już nie możemy dalej oglądać, jesteśmy zawiedzeni i pełni niepokoju, tworzymy różne wersje wydarzeń. Tak jest z tą książką, choć nie powala na kolana. Zakończenie, mimo, że nie brałam go pod uwagę, nie wzbudziło we mnie wielkiego zaskoczenia, nie było zaskakujących zwrotów akcji. Bardziej zaskakujące okazało się to co stało się później oraz powód wrobienia Alexa. Jednak myślę, że jest to kwestia liczby przeczytanych kryminałów. Gdy rośnie doświadczenie, rosną też oczekiwania.

Książkę czytało się szybko, z rosnącym niepokojem. Pojawił się również wątek miłosny, który jak powszechnie wiadomo, sprawia, że nawet najgorszy kryminał staje się ciekawszy. Podsumowując, „Uwikłany” to zajmująca lektura na kilka wieczorów, kiedy mamy ochotę na dobry, utrzymujący w napięciu kryminał.


Moja ocena : 4/6