sobota, 31 grudnia 2011

Szczęśliwego Nowego Roku!

Z okazji zbliżającego się wielkimi krokami Nowego Roku,
chciałabym życzyć Wam
szampańskiej zabawy,
powitania Nowego i pożegnania Starego Roku najlepiej jak potraficie
we wspaniałej atmosferze i towarzystwie;
niech rok 2012 przyniesie Wam to czego pragniecie,
spełni Wasze najskrytsze marzenia,
postawi przed Wami nowe cele i da siłę na ich wypełnienie,
abyście kończąc nadchodzący rok nie musieli po raz kolejny wypisywać na kartce tych samych postanowień.
Cieszcie się każdym dniem, nawet tym gorszym,
doceniajcie to co macie, zanim to stracicie.
Czytelnikom i blogowiczom życzę nieskończenie wysokich stosów książek,
weny do dalszego pisania,
rozwoju Waszych blogów i wysokiej oglądalności.

Szczęśliwego Nowego Roku! :D

czwartek, 29 grudnia 2011

Od pierwszego wejrzenia

A po świętach ruszamy z pełną parą... :)

Od pierwszego wejrzenia - Nicholas Sparks

Oprócz Joy Fielding i kryminałów często na półce z książkami gości u mnie także Nicholas Sparks. Cenię go za umiejętność takiego opisywania zdarzeń, że lekturę nie tylko pochłaniam, ale też przeżywam razem z bohaterami. Mówi o sytuacjach, o których słyszeliśmy, może nawet często się z nimi spotykamy, ale nie odczuwamy na co dzień empatii, ponieważ nie dotyczą nas i nie odbieramy tego na tyle osobiście, aby rozczulać się nad smutkiem każdej osoby na świecie, która przeżywa rozwód, śmierć bliskiego czy chorobę. Książki Sparksa zawsze pozwalają mi przyjrzeć się bliżej tym problemom. Lektura każdej to mój szloch i cierpienie. I czytam dalej. Bo nie uciekam od problemów i chcę przeżyć to z postaciami, które stają mi się tak bliskie i zdają się być tuż obok.

Główny bohater, Jeremy porzuca prestiżową pracę dziennikarską w Nowym Jorku, przenosi się z tętniącego życiem miasta i zamieszkuje wraz ze swoją ukochaną Lexie w Boone Creek, jej rodzinnym mieście. Są w sobie niezwykle zakochani i mimo krótkiego czasu znajomości, szykują się do ślubu i narodzin córeczki. I tu nagle pojawiają się pytania – czy Lexie na pewno jest tą kobietą, za którą ma ją Jeremy? Czy naprawdę ją zna? Mężczyzna otrzymuje kilka niepokojących maili, które sugerują, że dziecko, które nosi jego przyszła żona nie jest jego. A to wszystko podsycają pewne szczegóły, które dostrzega Jeremy.

Opis wskazuje na romans z wątkiem kryminalnym i do pewnego miejsca czytając „Od pierwszego wejrzenia” odnosiłam wrażenie, że zaraz odkryję jakiegoś trupa. Lexie też nie od razu zyskała moją sympatię. Razem z Jeremy’m wietrzyłam intrygę i nie do końca jej ufałam. Później, jak za dotknięciem czarującej różdżki, pomimo odkrycia sekretów z przeszłości moje postrzeganie zdecydowanie się zmieniło.

Kilka istotnych faktów oraz zakończenie historii naprawdę zaskakuje. Sparks manipuluje czytelnikiem tak, że nikt nie spodziewa się dalszego rozwoju wydarzeń. Ale takie jest życie, prawda? Nigdy nie wiemy czego się spodziewać, a nasze plany nagle lgną w gruzach. Autor, którego praktycznie wszystkie książki są bestsellerami dobrze wie jak to ukazać.

Akcja w Boone Creek i nie tylko, rozgrywa się powoli. Mimo niepokoju życie toczy się spokojnie, delektujemy się zwyczajnymi chwilami, które choć mogą wydawać się zbędne, lecz w gruncie rzeczy są istotne, dają zarys całej opowieści.

Jest to książka niekiedy trzymająca w napięciu i strachu, gdy współodczuwamy emocje bohaterów. Jednak jeżeli czytelnik nieznający twórczości Sparksa wybierze tę lekturę oczekując po opisie mrożących krew żyłach zdarzeń , niestety się zawiedzie. „Od pierwszego wejrzenia” tak jak inne książki tego autora jest utrzymana w wolnym tempie dzięki, któremu poznajemy siłę uczucia łączącego głównych bohaterów. Fani Nicholasa nie zawiodą się, choć przyznam, że tym razem powieść nie wywołała u mnie takiego wszechogarniającego smutku. Oczywiście nie oznacza to, że tego smutku nie było. Zdecydowanie jest to wartościowa powieść, która otworzyła mi oczy na pewne sprawy i mną wstrząsnęła. A tytuł... Dopiero po pewnym czasie uświadomiłam sobie jak należy go rozumieć i do czego jest odwołaniem.

Moja ocena: 4/5

środa, 28 grudnia 2011

Święta, święta i po świętach

Bardzo chciałam złożyć Wam Bożonarodzeniowe życzenia, niestety czas mi na to nie pozwolił. Wyszło na to, że poszłam spać o 1 w nocy,a w Wigilię wstałam o 6:30, aby wyjechać o 8. Mimo to, było warto. Święta zdecydowanie się udały, spędziłam je w cudownej rodzinnej atmosferze z obowiązkową choinką, prezentami pod nią oraz przesytem ciepła i jedzenia. Poniżej kilka świątecznych zdjęć, aby ta atmosfera jeszcze się gdzieś unosiła. A ja za chwilę nadrobię blogowe zaległości.









środa, 21 grudnia 2011

Stosik nr 1


Przychodzę do domu a tam, a tam, a tam... cała góra książek! :D A wszystkie z wydawnictwa Nasza Księgarnia. Choć bardzo lubię mieć własne książki to przeważnie nie mogę sobie na to pozwolić. Trzeba przyznać, że są one sporym wydatkiem. Poniższe książki są lekko zniszczone, ale za to przecenione na bardzo niskie ceny. Ponadto te zniszczenia są naprawdę minimalne, w niektórych nawet się ich nie dopatrzyłam. Dzięki temu zaoszczędziłam aż 180 zł :D. A to wszystko dzięki Mery. Więc jeżeli macie jakieś własne sposoby na tańsze zdobywanie książek, proszę o podzielenie się ;) Teraz mam zapas na jakiś czas :).
Od góry :
-Miłość przez małe m Francesc Miralles
-Zbieracz Truskawek Monika Feth
-Ukryte Kimberly Derting
-Notatki z wystawy Patrick Gale
-Siedem pożarow mademoiselle Esther Vilar
-Wilki w modnych ciuszkach Carrie Karasyov & Jill Kargman
-Wirus Guillermo del Toro
Od czego zacząć? Co polecacie?

piątek, 16 grudnia 2011

All I want for Christmas is you


Święta! Uwielbiam ten czas ♥. Został tylko tydzień. Jeszcze niedawno nie czułam tej świątecznej atmosfery, jednak udzieliła mi się po przesłuchaniu dwóch płyt świątecznych piosenek, pieczeniu pierniczków i coraz większej ilości prób do jasełek, które czekają mnie w poniedziałek ;). Jutro wyruszam na poszukiwanie prezentów. Muszę powiedzieć, że lubię gdy przed świętami w sklepach jest dużo ludzi. Nie przeszkadzają mi duże kolejki, bo czuć tę atmosferę, a każdy pozdrawia się ciepłym "Wesołych Świąt!". Choć w tym roku nie spędzam Bożego Narodzenia u siebie, a w górach, to na pewno nie zostawię domu bez świąteczno-zimowych dekoracji. Mimo, że jeszcze nie mam prezentów dla bliskich to przestałam odczuwać ten pośpiech, ponieważ wszystko sobie na spokojnie poukładałam. Mniej więcej wiem co "Lawendowa Mikołajka" sprezentuje bliskim :D . W dodatku problem z podarkami dla troszkę dalszej rodziny, którą odwiedzimy, sam się rozwiązał. Co sądzicie o słoiku konfitury pomarańczowej z etykietką i ozdobną wstążką(oto przepis)? Osobiście jestem fanką takich własnoręcznych prezentów. Jeszcze dziś zaczynam. Od tamtego roku nie wyobrażam sobie świąt bez sernika z makiem, który będę robić w czwartek. Gdyby tylko jeszcze zamienić te kałuże i ulewę w warstwy śniegu...
Dzisiaj niestety nie będzie recenzji, ale nie mogłam zapomnieć o cotygodniowym poście, poza tym chciałam podzielić się z Wami Bożonarodzeniową radością ;). To nie jest ostatni wpis przed świętami, już niedługo pojawi się nowa recenzja.
Tymczasem zostawiam Wam moją ulubioną,najcudowniejszą piosenkę świąteczną.

piątek, 9 grudnia 2011

Wystarczy, że jesteś


Piątek i filiżanka czekolady? Takie małe radości należy celebrować. Wciąż nie znalazłam idealnej receptury na czekoladę do picia, ale nawet jeśli nie jest idealna - cieszy. Cieszy też wolne popołudnie i dwa dni odpoczynku. Hmm... filiżanka czekolady kojarzy się raczej z niedzielnym lenistwem, jednak ja mam ochotę na piątkowe lenistwo. Już w środę marzyłam o takim błogim odprężeniu. Ostatnio prześladuje mnie "syndrom przemęczenia". O 15 czy 17 dopada mnie ogromne zmęczenie. Rozmawiam z innymi ożywiona, ale od środka jestem ociężała. To mija szybko, jednak wczoraj po 19 nie miałam już na nic ochoty, tylko jedzenie i sen. Czy kogoś z Was też to spotyka? Sądzę, że to niedobór snu. Niestety jestem tzw. sową i bezskutecznie obiecuję sobie wcześniejsze położenie się do łóżka. Ale dziś załatwiłam już wszystkie ważne sprawy, a moje plany na wieczór to nowy odcinek Plotkary, ciepła kąpiel, książka i sen. I nic mnie od tego nie odwiedzie!

Wystarczy, że jesteś - Małgorzata Gutowska-Adamczyk
Z reguły, choć należę do tej grupy wiekowej, nie sięgam po książki młodzieżowe. Już jakiś czas temu przerzuciłam się na te – powiedzmy - „dla dorosłych”. Czyli przeważnie bez konkretnego przeznaczenia rocznikowego. Po tym długim okresie obawiałam się, że książka młodzieżowa będzie dla mnie zbyt dziecinna i nudna. Jednak tym razem „Wystarczy, że jesteś” mnie zaciekawiła i postanowiłam się przełamać. Nie żałuję.

„Wystarczy, że jesteś” opowiada o pierwszych miłościach i rozczarowaniach. O radości związanej z zakochaniem, ale też cierpieniem i tęsknotą w miłości. Główna bohaterka, Weronika ma siedemnaście lat, jest typową pesymistką i szarą myszką. Jak to zwykle bywa w takich przypadkach, pragnie należeć do paczki modnych dziewczyn, choć sama nie interesuje się najnowszymi trendami, kosmetykami czy chłopakami. Z jednej strony jej na tym zależy, ale jednak ma świadomość, że są to dziewczyny powierzchowne, a ona wcale nie pragnie sztucznej sławy, o czym dowiadujemy się w jej późniejszym postępowaniu. Weronika nie chodzi na imprezy, czas rozdziela między obowiązki domowe, a szkołę. Ale w ciągu roku to wszystko diametralnie się zmienia. Spotyka na swojej drodze nie jednego, a dwóch chłopaków. Tylko czy potrafi dokonać wyboru i postawić sobie pytanie, który jest tym właściwym, a który mąci jej w głowie i wywraca świat do góry nogami? Choć w pewnym momencie wydaje się, że historia nie zakończy się szczęśliwie, wszystkie negatywne zdarzenia są dla Weroniki ogromną lekcją życia. Czytelnik od razu wyczuwa tę zmianę. Morał z tego płynie taki – nic nie dzieje się bez przyczyny, a każde cierpienie przynosi pożytek.

Małgorzata Gutowska- Adamczyk nie jest debiutującą pisarką. W swoim dorobku literackim ma już kilka ciekawych pozycji młodzieżowych jak „Niebieskie nitki” czy „13. Poprzeczna”. Jednak specjalizuje się nie tylko w książkach dla młodzieży. Jest autorką powieści „Mariola, moje krople” , a także niezwykle popularnej ostatnio serii „Cukiernia pod Amorem”.

„Wystarczy, że jesteś” czyta się łatwo, napisana została zwyczajnym, prostym językiem. Tę opowieść nastolatki można porównać do komedii romantycznej. Czasami mamy ochotę oderwać się od zbędnych myśli i zatopić w idealnym, wymarzonym świecie miłości. Jednak nie jest to jedynie lektura na „wyłączenie umysłu”, tak jak romantyczny film, który niedługo zniknie gdzieś wśród pamięci. Może i opisane w niej problemy są typowe, ale trzeba przyznać, że można wynieść z niej wiele istotnych „banałów”. Sama z doświadczenia wiem, że cierpienie nas zmienia, często na lepsze. I nikt mi nie wmówi, że bez cierpienia ta zmiana byłaby taka sama. Ponieważ potrzeba dużego kopa, aby otrząsnąć się i podjąć nad sobą pracę. Nieustająca nadzieja – to też jest niezwykle ważne.

Do książki nie przyciągnął mnie jej opis, ponieważ fabuła wydaje się typowa i banalna. Mimo to, często coś co uważam za banalne, okazuje się ciekawe. Myślę, że zaintrygował mnie przede wszystkim motyw tych pierwszych miłości. Ta książka po prostu w odpowiednim momencie wpadła mi w ręce. To lekka i przyjemna lektura z rodzaju obyczajowych i romantycznych na kilka zimowych wieczorów z herbatą. Choć może z pucharkiem lodów makowych?... Kto przeczyta ten sam dowie się dlaczego mogą one być symbolem szczerej miłości :).

Moja ocena : 3,5/5

sobota, 3 grudnia 2011

Dzieje Tristana i Izoldy

Myślę, że tym razem notki będą pojawiały się częściej. Wprawdzie już dziś wiem, że grudzień będzie wypełniony pracą (nauka, próby przedstawienia - co wiąże się z codziennym przedłużeniem pobytu w szkole, świąteczne porządki no i oczywiście - to co lubię najbardziej, ale przeważnie robię na ostatnią chwilę - gonitwa za świątecznymi prezentami dla bliskich ;)), ale dzięki pewnej książce, której recenzja pojawi się niedługo na blogu, wiem już jak zrealizować swoje cele i jak wygospodarować na nie czas. Tak więc wyznaczyłam czas na pisanie (przede wszystkim rozpoczętej dawno opowieści, ale również recenzji). Już dwie książki czekają w kolejce, a ten weekend spędzę korzystnie i bez dołującego lenistwa ;).

Dzieje Tristana i Izoldy - Joseph Bedier
Z reguły nic nie zachęca mnie do recenzowania lektur szkolnych, ale tym razem coś mnie do tego popchnęło. "Dzieje Tristana i Izoldy" przeczytałam niemal od razu i to nie z przymusu.
Przypuszczam, że wiele osób czytało dzieło J.Bediera - tak jak ja - w liceum czy może gimnazjum. Książka opowiada o dwóch tytułowych bohaterach - Tristanie i Izoldzie oraz potędze ich miłości. Owe postacie zakochują się w sobie pod wpływem wypitego przez przypadek miłosnego eliksiru. Może i wszystko pięknie by się ułożyło, gdyby nie fakt, że Izolda ma zostać żoną i królową u boku wuja Tristana. I tak zaczynają się intrygi i pętle kłamstw. Jak to bywa w tego typu historiach lektura kończy się zarazem tragicznie i pięknie.
Przeważnie antyczne czy średniowieczne dzieła są trudne w odbiorze ze względu na specyficzny dla tamtych okresów charakter wypowiedzi i liczne przypisy, bez których ciężko się obejść. Choć nie mogę powiedzieć, że narracja "Dziejów..." jest zbliżona do używanej współcześnie mowy, to język użyty w książce jest dość zrozumiały. Przy okazji czytelnik może zaobserwować piękno dawnej mowy, zwroty pełne szacunku, z którymi rzadko mamy do czynienia w obecnych czasach.
Główną genezą tego romansu rycerskiego jest stwierdzenie "miłość wszystko zwycięży". Miłość Tristana i Izoldy była czysta i silniejsza niż śmierć. Dla każdego z nich najważniejsze było dobro drugiego i bez wahania oddaliby za siebie życie, ponieważ egzystencja w samotności byłaby bezwartościowa. Z tak silną miłością nie spotkamy się na co dzień. Zawsze jest ona miłością nieszczęśliwą, napotykającą się na wiele przeszkód.
W "Dziejach..." urzekła mnie ta silna więź łącząca głównych bohaterów. Jednak przyznam, że czasami drażniły mnie te niedopowiedzenia oraz skłonność do kłamstw w stosunku do bliskich osób. Niby w dobrej wierze, lecz nigdy nie kończą się dobrze. Te elementy przywodziły mi na myśl współczesne melodramaty, a to ukazuje, że pewne ludzkie przekonania nigdy się nie zmieniają. Chociaż nie przepadam za średniowieczem i jego obyczajami, z książki można zaczerpnąć kilka ciekawych informacji i to nie w przesadzonej ilości, czyli długich, nużących opisach. Mimo to wielu moich znajomych nie podziela mojej opinii, a lektura nie przypadła im do gustu. Ja jednak nie sugerując się negatywnymi opiniami cieszę się, że trafiła do kanonu lektur szkolnych. Może i nie wzruszyła mnie do łez, ale przedstawiła na prawdę piękną i niesamowitą miłość.

Moja ocena : 4/5

poniedziałek, 14 listopada 2011

Zabójcze piękno

Wprawdzie nie pisałam dość długo, ale nie oznacza to, że minęła moja mobilizacja i opuściłam bloga. Niestety powodem jest brak czasu na pisanie, jak i czytanie :(. Ale postaram się to nadrobić :).
Zabójcze piękno - Joy Fielding

Bardzo cenię w książkach Joy Fielding niezwykle zaskakujące zakończenia. Mordercą okazuje się osoba, której nikt by nie typował. W tym przypadku również tak było. W roli zabójcy obsadzałam mnóstwo osób, jednak przez myśl nie przeszła mi osoba, która się nim okazała. Autorka ma na swoim koncie wiele kryminałów. Przygodę z nimi rozpoczęłam całkiem niedawno, a „Zabójcze piękno” jest kolejnym, który przekonuje mnie, że warto sięgnąć też po inne książki jej autorstwa.

Powieść zarysowana jest z różnych punktów widzenia. Mamy garstkę głównych bohaterów, a także zabójcę, który co kilka rozdziałów obrazuje świat ze swojej perspektywy. A to jeszcze bardziej utrudnia rozwikłanie zagadki.
Akcja toczy się w niewielkim miasteczku Torrance na Florydzie. Tutaj każdy się zna i wie o sobie wszystko. Tylko czy aby na pewno? Jak się okazuje łatwo można nas zmylić. W Torrance dochodzi do zabójstwa młodej dziewczyny. Niepokój wzbudza także zniknięcie innej nastolatki. W miasteczku wrze od plotek i wariacji na pytanie – kto zabił? Fabuła nie budzi zaskoczenia, ale w wydaniu tej autorki może wprawić w osłupienie.
Jednak „Zabójcze piękno” to nie tylko napięcie i narastające obawy. Utwór porusza również problematykę społeczną - przy okazji dowiadujemy się o życiu mieszkańców, poznajemy ich punkt widzenia. Dzięki temu czytelnik może przemyśleć niektóre często lekceważone sprawy, podumać nad zdradą, dążeniem do ideału czy akceptacji. Przede wszystkim pozwala przemyśleć i docenić światopogląd innych, a nie podważać go z oburzeniem.
Uwielbiam kryminały psychologiczne. Dają możliwość kontemplacji działania mordercy i zastanowienia się co nim kierowało. Może nie jest to typowy psychologiczny thriller, ale w „Zabójczym pięknie” morderca, którego można uznać za pierwszoplanowego bohatera, skłania do ciekawych spostrzeżeń. Myślę, że przyszły czytelnik podobnie przebije się przez intrygę i dostrzeże coś więcej niż tylko interesującą książkę na jesienny wieczór.
Książka ma wartką akcję i przyciąga uwagę już na pierwszej stronie, choć w drugim rozdziale przez pewien czas wśród licznych opisów odczuwałam wstrzymanie wątku i czekałam na dalszy rozwój wydarzeń.

Oczywiście było warto. Zdecydowanie takie książki lubię – autorka połączyła szybki bieg akcji z momentami na osobiste refleksje. Jest to idealna lektura dla osób, które tak jak ja pasjonują się literaturą z wątkiem kryminalnym, jednakże wciągnie również czytelników gustujących w innym typie twórczości pisarskiej.

Moja ocena : 5/5

niedziela, 9 października 2011

Cudze życie

Witam wszystkich odwiedzających :). Sporo czytam,piszę, a przy tym wypijam całe dzbanki herbaty - i właśnie dlatego powstała Herbaciana Czytelnia. Chciałabym podzielić się z innymi moją opinią na temat wielu książek, podszkolić swój warsztat literacki, a także mieć miejsce, do którego mogę wrócić, aby przypomnieć sobie jakie wrażenie wywarła na mnie dana książka. Liczę na to, że mój zapał nie będzie słomiany i ciepło mnie przyjmiecie ;). Jestem otwarta na Wasze opinie(nie tylko pochlebne) i chętna do rozmowy, więc zapraszam do kontaktu mailowego(agnieszka9101@op.pl)Oficjalnie rozpoczynam swoją działalność pierwszą recenzją.

Cudze życie - Frederique Deghelt

W ostatnich dniach na bibliotecznej półce znalazłam książkę Frederique Deghelt pt. "Cudze życie". Zdecydowanie zachęcił mnie jej opis, a uwagę przyciągnął napis na okładce „Zapomniała 12 lat swojego życia…”. Marie - główna bohaterka - pewnego dnia budzi się pamiętając o nocy spędzonej z Pablo, chłopakiem poznanym na spotkaniu ze znajomymi świętującymi przyjęcie jej do wymarzonej pracy - TV Lokalnej. Otwierając oczy widzi wspaniałego kochanka. Ten przekazuje jej krótką informację i wychodzi, a po chwili do łóżka wskakują dzieci – ich wspólne, o których wspomniał Pablo…

Ciężko zrozumieć tę sytuację od razu. Marie jest zła na mężczyznę, który pozostawił pod jej opieką własne dzieci, a one nazywają ją… mamą! A przecież widzi je po raz pierwszy. Jest przekonana, że to idiotyczny sen. Powoli dociera do niej ta sytuacja dowiadując się z gazet codziennych, że jest rok 2000. Wczoraj był czwartek, 12-go maja 1988, a dzisiaj piątek, 12-go maja - co oznacza, że upłynęło równe dwanaście lat. Ludzie znają Marie, portier wita ją nazwiskiem Pabla, a później kobieta dowiaduje się, że niedawno straciła pracę w TV Lokalnej. Gdy uświadamia sobie swoje położenie zaczyna przeszukiwać swój dom w poszukiwaniu oznak straconych lat. Niestety liczne zdjęcia nic jej nie mówią. W ciągu tego dnia Marie widzi się ze swoją matką i mężem, a jednak o niczym nie wspomina. Wpada w pętlę kłamstw, ze swojego „zapomnienia” zwierza się dwóm przyjaciółkom, lekarzowi – przyjacielowi Pabla, u którego szuka pomocy oraz nauczycielowi gry na pianinie i dwóm położnym. Dlaczego więc unika konfrontacji z Pablo i nie ma do niego zaufania?

Marie szuka odpowiedzi na dręczące ją pytanie : co wydarzyło się w jej życiu i dopuściło do wymazania pamięci? Takie przypadki nie zdarzają się bez powodu. Podczas tropienia śladów przeszłości poznaje wiele zaskakujących faktów na swój temat. I nie wszystkie ją zadowalają. Dlaczego stała się zupełnie inną kobietą? Co do tego doprowadziło? Marie w końcu lokalizuje pewne szczegóły pozwalające na rozwikłanie zagadki. Jednak czy uda jej się odnaleźć prawidłową odpowiedź – to pytanie pozostawiam przyszłym czytelnikom.

Prawdą jest, że żaden człowiek nie chciałby znaleźć się w podobnej sytuacji. Ale może los wybrał właśnie Marie, aby dać jej szansę naprawienia błędów? Może tego właśnie potrzeba niektórym z nas – takiego pretekstu do zastanowienia nad swoim życiem, zatrzymaniem się w pędzącym wyścigu szczurów i analizą swoich błędów zamiast obarczania winą innych. Myślę, że o tym mówi ta książka. Tak naprawdę możemy zrobić to wszystko już teraz, bez doprowadzania do sytuacji, w których twarze znajomych okażą się nieznane, ścieżki nieprzebyte, a wszystkie elementy życia trzeba odkrywać na nowo. Warto.

Lektura stron „Cudzego życia” pozwoliła mi przemyśleć parę spraw. Nie jest to dzieło literackie, które czyta się jednym tchem. Choć byłam ciekawa co wydarzy się później, jest wciągającym, ale raczej spokojnym czytadłem, które toczy się własnym tempem. Książka została oparta na genialnym pomyśle i jestem zadowolona, że po nią sięgnęłam. Na pewno zainteresuje odbiorców ciekawych tajemnic ludzkiego umysłu jak i tych, którzy nie tylko wertują kartki książek w poszukiwaniu wrażeń, ale analizują jej treść i odkrywają jej przykłady w życiu.