piątek, 27 kwietnia 2012

Jutro - John Marsden

Witajcie! Planowałam w ciągu tego tygodnia wstawić dwie recenzje, lecz mimo, że jedną z książek skończyłam czytać już we wtorek to dopiero teraz miałam czas aby napisać recenzję.
Ach majówka... Długo czekałam na ten odpoczynek :). Wyjeżdżam i już sobie wyobrażam te spacery na świeżym powietrzu, jazdę na rowerze, filmowe wieczory i dni z książką ;). I z góry przepraszam Was za brak recenzji - przez ten tydzień nie będę miała dostępu do internetu, poza tym nie wiem czy uda mi się wiele przeczytać oprócz "Potopu", który do cienkich lektur nie należy. Lecz przypuszczam, że pojawi się dość obszerny wpis na temat filmów jakie mam w planach obejrzeć przez ten czas :).
Życzę Wam wspaniale spędzonego weekendu majowego, przy stosie dobrej lektury i pięknej pogodzie! :) 


Jutro - John Marsden

Oryginalny tytuł:  Tomorrow
Data wydania w Polsce : 2011r.
Wydawnictwo : Znak
Ilość stron: 270
Moja ocena : 4/6


Wyobraź sobie... Wracasz z udanej wycieczki ze znajomymi, cały szczęśliwy i stęskniony za domem. Wjeżdżasz na podjazd i... nic. Mama nie biegnie ci na powitanie, nie słychać hałaśliwego brata, psy nie szczekają radośnie liżąc cię po twarzy. Cisza. Pustka. Wiesz już, że coś jest nie tak. Idziesz dalej. Nie ma nikogo. Nie ma rodziców, nie ma sąsiadów, nie ma ludzi. W takiej sytuacji znalazła się Ellie, bohaterka książki „Jutro, kiedy zaczęła się wojna”.
Przeważnie kiedy słyszymy o terroryzmie, zamieszkach i wojnach jest to odległy temat. Patrzymy na zdjęcia z miejsc zdarzeń i mimo ukłucia żalu, smutku na widok cierpiących ludzi jesteśmy przekonani, że to nigdy nas nie dosięgnie. Nie boimy się w tym momencie o swoje życie. Jesteśmy spokojni. Po prostu nie ma takiego tematu pod tytułem „Wojna w Polsce” lub „III Wojna Światowa”. To dla nas niemożliwe. Ale dlaczego? To prawda, że mimo codziennych kłótni polityków taktyka rządzenia różni się od dawnych metod. Nieporozumienia nie są porządkowane pojedynkami na szable czy karabiny. Jednak czy to wyklucza niebezpieczeństwo? Dzisiejszy świat jest pełen agresji, więc nie powinno dziwić, że ktoś się buntuje. Więc jeśli jedno państwo wywoła powrót stłumionych pretensji może z tego powstać wielki bałagan. To wcale nie jest tak niemożliwe. Kto wie, może ludzie z krajów dzisiaj pełnych wojny, dawniej nie spodziewali się takiego obrotu sprawy. Może żyli spokojnie, przekonani o swoim bezpieczeństwie, tak jak my.
Tak więc kiedy w głowie Ellie i jej przyjaciół kiełkuje myśl o wojnie wydaje się to absurdem. Lecz w takiej chwili nie ma czasu na rozważania. Trzeba działać, a każda sekunda zwłoki  może okazać się śmiertelna. 

Zawsze wiedziałam, że kiedy ma się duże oczekiwania często idzie coś nie po naszej myśli, a zawód jest silniejszy niż zwykle. Życie lubi nas zaskakiwać. A jednak kiedy sięgałam po „Jutro...” wiązałam tę książkę z wieloma pozytywnymi opiniami. Od dawna czekałam aby poznać tę historię. Czytałam o niej tak wiele, a kiedy dodatkowo usłyszałam o niej i obejrzałam krótki wywiad z autorem w programie „Kino, kanapa, książki” wiedziałam, że muszę ją przeczytać. Po tej książce oczekiwałam bardzo wiele. Spodziewałam się olśnienia i zachwytu nad jej treścią. I wprawdzie nie jestem zawiedzona, jednak pozostał pewien niedosyt.
Przede wszystkim „Jutro...” ukazało mi prawdę o jakiej napisałam wcześniej – niebezpieczeństwo tak naprawdę jest tuż za rogiem i może nas dosięgnąć w najbardziej niespodziewanym momencie. I niekoniecznie chodzi tu o wojnę – nie dopuszczamy do siebie myśli o wielu nieszczęściach, tymczasem nie zdajemy sobie sprawy jak blisko się znajdują.
John Marsden bardzo dobrze nakreślił bohaterów książki. Każdy z nich jest inny, a ich zachowanie w obliczu zagrożenia jest interesującą obserwacją. Kiedy człowiek znajduje się w sytuacji kryzysowej musi podejmować szybkie i trafne decyzje. I jest wiele postaw jakie możemy przyjąć. W książce możemy zaobserwować ciekawe przemiany bohaterów, których nikt by się nie spodziewał.

Myślę, że gdybym wcześniej nie słyszała na jej temat tylu wychwalających opinii i nie nastawiała się na rewolucję jaką może wywołać książka, nie miałabym wielu zastrzeżeń. Jestem zadowolona z lektury, ale tak jak wspomniałam, pozostał pewien niedosyt. I żeby się go pozbyć sięgnę po kolejną część serii.
 „Jutro...” nie jest zwykłą powieścią młodzieżową. Mówi o sprawach ważnych i tak naprawdę przekracza granice wiekowe.  Jest to również dobra powieść sensacyjna – nie brakuje tutaj emocji i zapierających dech w piersiach momentów. Dlatego jeśli jesteś jedną z osób, które nie miały okazji zapoznać się z tą książką myślę, że ze względu na jej zalety warto to zrobić. 

www.seriajutro.pl

niedziela, 22 kwietnia 2012

Stosik nr 3

Uwielbiam moją bibliotekę! :D Kocham przeszukiwać regały pełne książek i zawsze znajduję dla siebie jakieś perełki. W piątek wróciłam przeszczęśliwa. Oto co wyszperałam :
"Ukarać zbrodnię" - Erica Spindler
Przeglądając półki odruchowo chwyciłam za tę, a tutaj... Erica Spindler?! Od wakacji po przeczytaniu "Złodzieja tożsamości" poszukiwałam w bibliotece jej książek, niestety była jedyna... Aż tutaj nagle taki traf ;). To dar od czytelnika, podobnie jak sześć innych książek Spindler z tej samej serii. To miłe, że niektórzy po przeczytaniu książki dzielą się nią z innymi, aby nie kurzyła się na półce, lecz posłużyła innym ;).

"Dobry adres" - Carrie Karasyov & Jill Kargman
Kolejna książka duetu (który już pojawił się na blogu - "Wilki w modnych ciuszkach")o nowojorskich bogaczkach.

"Jutro" - John Marsden
Nareszcie! Ta książka długo tkwiła na pierwszym miejscu mojej listy książek do przeczytania i w końcu trafiła w moje ręce.

"Siedem lat później" - Emily Giffin
Uwielbiam kiedy w bibliotece pojawiają się takie świeże, pachnące nowości.

Piątkowa wizyta w bibliotece była pełna zaskoczeń na każdym kroku i cały ten weekend utrzymał się w dobrej atmosferze ;). Wczoraj kupiłam magazyn "Filmowy". Zainteresowała mnie jego promocja w "Dzień dobry TVN", a później po przeczytaniu pozytywnej opinii na temat pisma nabrałam na nie ochoty. I warto ;). Pierwsze wydanie czasopisma poświęcone jest w dużej części amerykańskim serialom i każdy może znaleźć coś interesującego dla siebie. Pojawia się w nim również kilka ciekawych artykułów. Można dowiedzieć się co warto obejrzeć na dużym ekranie i w jakim filmie zobaczymy w najbliższym czasie ulubionych aktorów. Magazyn kosztuje 9,90 zł i myślę, że jak na kwartalnik jest to odpowiednia cena. Można zakupić go także z filmem za 29,90 zł.
Już pojutrze powinna pojawić się nowa recenzja. Tymczasem życzę Wam dobrego tygodnia ;).

poniedziałek, 16 kwietnia 2012

Ukryte

"Ukryte" - Kimberly Derting
Oryginalny tytuł : The Body Finder
Data wydania w Polsce : 2011r.
Wydawnictwo : Nasza Księgarnia
Ilość stron : 313
Moja ocena :
4,5/6
Kryminał z wątkiem romantycznym to coś co uwielbiam. Szybkie tempo akcji, zagadka i odrobina pikanterii od razu podnoszą ciśnienie. Można zatopić się w lekturze i nie odrywać się od niej przez następne kilka godzin. Opis książki „Ukryte” szybko mnie do siebie przekonał, jednak odrobinę obawiałam się, iż będzie to banalna powieść młodzieżowa, które odrzuciłam jakiś czas temu. Ale pokusiłam się w ciemno o zakup książki i nie żałuję.

Violet to nastolatka obdarzona pewnym darem. Darem, który – jak to bywa w tego typu książkach – jest przekleństwem i bardzo utrudnia życie. Co najgorsze, nie może tak po prostu się go wyprzeć. Violet słyszy tak zwane echa, które silnie przyciągają jej uwagę kiedy znajduje się w pobliżu zabójcy lub zwłok osoby zamordowanej. Wydaje się, że nie jest to takim utrapieniem, ponieważ nie na co dzień przechodzą obok nas mordercy. Ale Violet dostrzega także piętna osób, które są niewinne i były do danej sytuacji zmuszone, a w lesie błyskawicznie odnajduje martwe zwierzęta ginące w zwyczajnych polowaniach. Nie jest to dar łatwy do życia, jednak przychodzi czas, kiedy Violet ma szansę go wykorzystać.  W miasteczku pojawia się niedościgniony seryjny morderca i tylko ona może go odnaleźć... Nie jest to jej jedyne zmartwienie. Już na początku opowieści Violet towarzyszy Jay, jej najlepszy przyjaciel. Tylko czy na pewno jest to jedynie przyjaciel? Dziewczyna zdaje sobie sprawę ze zmiany swoich uczuć do chłopaka, a para zbliża się do siebie.

Autorka książki, Kimberly Derting była mi do tej pory nieznana. Lista opublikowanych przez nią utworów nie jest jeszcze pokaźna. Zalicza się do niej książka „The pledge” oraz kolejne części „Ukrytych” – „Desires of the dead” i „The last echo”, które nie zostały jeszcze przetłumaczone na język polski. Pióro Derting przypadło mi do gustu i jestem pewna, że gdy tylko w Polsce zostaną wydane, sięgnę po jedną z jej książek. 

Zaglądając na stronę internetową autorki zauważyłam iż okładki jej powieści są niebanalne i skutecznie przyciągające uwagę. Z początku przyglądając się oprawie graficznej książki „Ukryte” uważałam, iż nie jest to nic specjalnego, jednak oglądając utrzymane w tym samym stylu okładki kolejnych części dostrzegłam w nich coś nietypowego i intrygującego.

Książka „Ukryte” wciąga czytelnika już od pierwszej strony i zachęca do dalszej lektury. Relacje opisane między głównymi bohaterami są przedstawione bardzo naturalnie, bez jakiejkolwiek sztuczności i szczerze kibicowałam tej dwójce. Jedyne co mnie zawiodło to to jak szybko rozwinęła się między nimi ta więź. Jednak wolę kiedy autor trzyma mnie w pewnym oczekiwaniu do końca.
Co kilka rozdziałów pojawia się jeden przedstawiony z punktu widzenia poszukiwanego mordercy. Tworzy to pewne napięcie i kilkakrotnie wstrzymywałam oddech. 

Jest to powieść różniąca się od przeciętnych młodzieżówek, kiedy pewne zdarzenia opisywane są w sposób banalny i infantylny. Tutaj nie ma raczej sytuacji, kiedy uznałoby się temat za żenujący czy niewyczerpany. Dlatego „Ukryte” polecam nie tylko młodzieży, ale także dorosłym, którzy mają ochotę na wciągający thriller z dodatkiem miłosnym. 

A osoby, które już książkę przeczytały, jak i przyszłych czytelników zachęcam do zapoznania się z ciekawym wywiadem z autorką :)

Święta, święta i po świętach i czas na powrót do rzeczywistości. Ale żeby umilić rozpoczynający się nowy tydzień dzielę się z Wami piosenką, która od kilku dni przynosi mi niesamowitą energię i przywraca uśmiech na usta :D. I wszystko się dopełnia - świetny głos,muzyka,teledysk i prawdziwe słowa :).

środa, 11 kwietnia 2012

Mali agenci

Wybaczcie mi tak długą nieobecność. Powinnam była napisać życzenia Wielkanocne, a tymczasem nie udało mi się wyrobić w tym świątecznym zgiełku. Mam jednak nadzieję, że spędziliście je równie dobrze jak ja :).
Postanowiłam, że "Filmową Środę" zamienię raczej na "Filmowy kącik", ponieważ choć bym chciała nie zawsze mam okazję co tydzień obejrzeć film i niekoniecznie środa pasuje mi na nowy wpis. Dlatego dzisiaj zamiast tego - recenzja audiobooka.


Oryginalny tytuł :
Rekruit
Data wydania w Polsce : 2011r. (audiobook)
Wydawnictwo : Egmont
Czas trwania :
9h 46 min
Lektor : Jarosław Boberek
Moja ocena : 5/6

Cherub. Czym jest? Pewnie niektórzy skojarzą to słowo z małymi, uskrzydlonymi aniołkami. Jednak nie o tym opowiada seria książek, których autorem jest Robert Muchamore.

CHERUB to tajna organizacja. Agenci CHERUBA mają od dziesięciu do siedemnastu lat. Ich zadaniem jest prześlizgiwanie się pod radarem uwagi dorosłych i zdobywanie informacji, dzięki którym przestępcy i terroryści posyłani są za kratki. Oficjalnie dziecięcy agenci nie istnieją, a dorosłym nie przychodzi do głowy, że mogą ich szpiegować dzieci.

„Rekrut” to pierwszy tom cyklu CHERUB. Poznajemy w nim Jamesa Adamsa, który dołącza do organizacji i będzie towarzyszył czytelnikowi również w dalszych częściach serii.

Pomysł książki jest naprawdę oryginalny. Bo kto podejrzewa wpuszczone przez siebie do domu dziecko o szpiegostwo, wykradanie dokumentów czy zakładanie podsłuchu? Prędzej posądzimy je o kradzież jakiejś błyskotki.

Robert Muchamore opisuje rzeczywistość młodocianych agentów w taki sposób, że czytelnik zaczyna zastanawiać się czy może rzeczywiście takowa organizacja istnieje. Dowiadujemy się jak wygląda życie takich agentów, którzy choć nie mają łatwego życia – muszą wziąć za siebie pełną odpowiedzialność, zmierzyć się z konsekwencjami, mają postawione przed sobą wysokie wymagania – zyskują wiele.

Był to mój pierwszy audiobook i jestem pozytywnie zaskoczona. Przyznam, że nie jestem najlepszym słuchaczem, szybko się „wyłączam” i zaczynam myśleć o niebieskich migdałach. Dlatego musiałam przyzwyczaić się do uważnego słuchania nie wiedząc na czym skupić wzrok. Ale szybko wgłębiłam się w historię Jamesa i nie miałam z tym problemu. Audiobooka czyta Jarosław Boberek, którego głos możecie znać z wielu bajek. Podstawiał głos między innymi do postaci Króla Juliana z filmu Madagaskar, kultowego Kaczora Donalda czy popularnej dziś postaci Serca z reklamy TP S.A. To także aktor filmowy. Ma pokaźną kinematografię oraz listę filmów animowanych, do których udzielił głosu. Początkowo nie byłam do końca przekonana do niektórych wypowiedzi i przy pierwszym rozdziale dubbing niemal budził we mnie rozbawienie. Jednak później przekonałam się, że Jarosław Boberek bardzo dobrze wykonał swoją pracę. Dobrze stopniuje emocje i bardzo prawdopodobne, że przy drugiej części CHERUBA także zdecyduję się na audiobooka.

Byłam przekonana, że audiobook jest zwyczajną płytą z nagraniem, ale kiedy włożyłam ją do laptopa, okazało się, że zadbano także o oprawę graficzną. Odtwarzając audiobooka na komputerze ukazuje nam się wspaniała prezentacja. Pierwsze co widzimy to spis treści i krótkie wprowadzenie. Możemy także wybrać jedną z zakładek: Czym jest CHERUB? ; Recenzje ; Autor ; Agenci Hendersona.

„Rekrut” błyskawicznie wciągnął mnie w swój świat. Choć jest to powieść młodzieżowa, myślę, że spodoba się także dorosłym. Robert Muchamore ma lekkie pióro i jestem pewna, że będę kontynuować swoją znajomość z Jamesem i resztą agentów sięgając po kolejne części CHERUBA.

Przy okazji, warto zajrzeć na polską stronę serii CHERUB, gdzie możecie dowiedzieć się więcej o całym cyklu i poznać opinię licznych jej fanów ;).

Za możliwość odsłuchania i zrecenzowania audiobooka serdecznie dziękuję portalowi Na Kanapie.


niedziela, 1 kwietnia 2012

Na ulicy tajemnic...

Już wkrótce Wielkanoc i kilka dni wolnego :). Szkoda tylko, że pogoda za oknem niezbyt wiosenna... Jednak nie warto się tym zbytnio przejmować - zaczynamy nowy tydzień, dla wielu bardzo pracowity, ale zwieńczony spotkaniem z rodziną przy suto zastawionym stole ;).

"Ulica szalonej rzeki" - Joy Fielding

Oryginalny tytuł : Mad River Road
Data wydania w Polsce : 2007r.
Wydawnictwo : Świat Książki
Liczba stron : 430
Moja ocena : 4,5/6


Każdy z nas ma jakieś sekrety. Jedni wstydliwe i mało znaczące, inni spędzające sen z powiek. Nie pozwalające na zapomnienie o przeszłości. Psujące teraźniejszość. Rokujące na przyszłość.

Jamie Kelogg ma liche życie towarzyskie, pracuje w znienawidzonej firmie, a jej siostra wciąż przypomina jej jakim jest nieudacznikiem. Wieczór, w którym poznaje przystojnego i czarującego Brada wydaje się wybawieniem. Mężczyzna o niesamowitej urodzie, otwarty, czuły, troskliwy, delikatny, z poczuciem humoru, w pełni zainteresowany dziewczyną – musi być ideałem. Ale czy ideały istnieją? Warto się nad tym zastanowić. Bo kiedy już wyruszymy w kilkudniową podróż z nieznajomym powierzając mu własny samochód nie będzie już odwrotu. I bynajmniej nie od niechlujnego czy irytującego zachowania partnera, ale czegoś znacznie gorszego – odkrycia jego prawdziwego oblicza. Twarzy głęboko skrywanej pod maską ideału.

Oprócz Jamie, poznajemy bliżej także dwie inne kobiety, które pozornie nie mają ze sobą nic wspólnego. A jednak to co wydarzy się później splata je ze sobą bardzo blisko. Fabuła „Ulicy Szalonej Rzeki” toczy się spokojnym tempem. Dopiero od drugiej połowy książki akcja nabiera tempa. Jednak nie oznacza to, że czytając pierwsze rozdziały będziemy się nudzić. Znając partnera podróży Jamie z trochę innej strony czytelnik wciąż jest pełen niepokoju. Autorka zadbała o to żeby pozornie zwyczajne zdarzenia podwyższały ciśnienie, a już po chwili móc odetchnąć z ulgą.

Joy Fielding znów mnie nie zawiodła. Dawkuje emocje w taki sposób, że czytelnik nie może spokojnie oderwać się od lektury, a ponadto silnie przeżywa emocje jakie czują w danym momencie bohaterzy. Czytałam już wiele książek i niejednokrotnie spotkałam się z dobitnymi opisami, lecz nie odczuwałam tak silnego obrzydzenia czy strachu jak w tej książce. Fielding po prostu nie boi się nazywać rzeczy po imieniu, a to sprawia, że czytając jej książki nie odczuwa się braków czy niedopowiedzeń.

Szczególnie polecam tę pozycję osobom, które mają ochotę na książkę, która zapadnie im w pamięć i są gotowi na zagłębienie się w jej świat oraz odczuwanie emocji wraz z bohaterami. To dobra powieść, kiedy możemy pozwolić sobie na całkowite wkroczenie do krainy fantazji, ponieważ łatwo przy niej zatracić poczucie czasu przewracając kartkę za kartką.