wtorek, 28 maja 2013

Another suitcase in another hall

Jutro wyjeżdżam na długi weekend dlatego pojawiam się dziś z króciutkim wpisem :). Nie wyrobiłam się z tym co miałam zaplanowane, ponieważ do czasu wyjazdu musiałam załatwić kilka spraw, szczególnie dzisiaj - jutro mam ważny test, dlatego dopiero pod wieczór mogłam się tutaj pojawić. W każdym razie chciałabym życzyć Wam wszystkim udanych kilku wolnych dni i pięknej pogody (choć jak na razie nie dopisuje). I podzielić się z Wami cudowną piosenką! Nie musi trafiać w gust każdego, ale po prostu musiałam się z kimś nią podzielić, postanowiłam więc, że wstawię ją tutaj. Nie mogę przestać jej słuchać, całkowicie do mnie trafia :) Mam nadzieję, że spodoba się i Wam. Tymczasem jeszcze raz dobrego weekendu, wykorzystajcie te dni dobrze :).

wtorek, 21 maja 2013

Co w TV piszczy

Nareszcie! Nareszcie mogę do Was napisać, mój laptop po tygodniu wrócił z naprawy, a ja wróciłam z upalnego weekendu nad jeziorem :) Wprawdzie tydzień to nie wieczność, ale podczas "nieobecności" komputera mogłam zaglądać na Wasze blogi tylko z doskoku, a bardzo chciałam nadrobić zaległości. Nie mogłam też napisać kolejnego posta. Natomiast korzystając z nieswojego, choć co prawda maminego komputera, czułam się zdezorganizowana. Jednak co swoje to swoje :).
Dzisiaj i wczoraj pomimo słońca na dworze, byłam zmuszona zostać w domu - przeziębiłam się. Teraz kuruję się domowymi metodami i mam nadzieję, że szybko mi przejdzie, bo nie chciałabym spędzać nadchodzącego lata w czterech ścianach. 
A w dzisiejszym poście trochę, powiedzmy, nowinek. Nie będą to żadne świeże nowinki, ale raczej nowinki u mnie :) Co poznałam, obejrzałam, zaciekawiło mnie podczas mojej dwumiesięcznej nieobecności na blogu. Garstka opinii i spostrzeżeń.
Zacznijmy od telewizji, która tak na prawdę chyba zdominuje ten post :).

*

Jakiś czas temu, bodajże miesiąc, telewizja AXN wypuściła serial pt. Hannibal inspirowany postacią Hannibala Lectera oraz Willa Grahama z serii książek Thomasa Harrisa (przede wszystkim Czerwony smok). Twórczość Thomasa Harrisa oraz ekranizacje jego książek o kultowym już seryjnym mordercy zjadającym swoje ofiary, Hannibalu Lecterze, są pewnie dobrze znane wielu z was. Teraz zagościł również mniejszym ekranie, w nieco zmienionej wersji.
Zainteresowałam się serialem kiedy oglądając kanał AXN zobaczyłam jego zwiastun. Miał on wejść na antenę telewizji tego samego dnia (zaledwie tydzień po premierze w Stanach Zjednoczonych). Następnie została nadana informacja o konkursie dotyczącym postaci Hannibala. Zadaniem konkursowym było stworzenie jego portretu psychologicznego na podstawie kilku odcinków. Konkurs zaciekawił mnie, toteż na próbę obejrzałam pierwszy odcinek. Pilot okazał się naprawdę interesujący, postanowiłam więc połączyć przyjemne z pożytecznym (a może przyjemne z przyjemnym?) i wziąć udział w konkursie. Byłam oczywiście świadoma, że portret takiego geniuszu jest arcytrudnym zadaniem, dlatego nie nastawiałam się na wiele, ale chciałam wykonać zadanie najlepiej jak potrafię, sprawdzić samą siebie i nie poddawać się z góry stwierdzając marne szanse, a później żałować, że nie wiadomo co stałoby się gdybym jednak wysłała swoją pracę. Żadnego miejsca nie zajęłam, ale nie żałuję :). Dzięki takiej akcji promocyjnej serialu (jak widać skutecznej) miałam szansę poznać bardzo dobry serial, który już teraz oceniam bardzo wysoko.
Główne postaci, zarówno Hannibala jak i Willa Grahama (bardzo dobrze odegrane przez Madsa Mikkelsena oraz Hugh Dancy'ego), a także poboczne postacie stanowią świetny materiał do analizy, jednak producenci serialu nie poprzestali tylko na tym. Każdy odcinek to kolejna historia seryjnego mordercy obalającego przyjęte dotąd motywy. Wszystko to sprawia, że możemy przyjrzeć się bliżej złożoności ludzkiego umysłu i naszym zachowaniom. Niestety nie miałam jeszcze szansy zapoznać się z twórczością Thomasa Harrisa, jednak z opinii, które czytałam, serial to wersja znacznie różniąca się od oryginału. Przedstawia nową twarz Hannibala Lectera. Wiem, ze wielu osobom to nie odpowiada jednak ja uważam, że należy odebrać to jako nową interpretację, odbiegnięcie od utartych wzorców. To serial o mrocznym klimacie, przeznaczony dla widzów o mocnych nerwach. Tych z Was, którzy takie posiadają serdecznie zachęcam do zapoznania się z tą produkcją.

*

Trzy dni temu odbył się 58. finał  Konkursu Piosenki Eurowizji (ESC). Nie wstydzę się przyznać, iż jestem ogromną fanką tegoż konkursu. Wiem jak wiele osób naśmiewa się z niego i zdaję sobie również sprawę z tego, że większość piosenek jest naprawdę słaba. Jednak to wcale nie powstrzymuje mnie przed śledzeniem przebiegu konkursu z uporem maniaka. ESC ma swój własny, niepowtarzalny klimat. Tworzy jakby inny rodzaj muzyki. Kilka razy zdarzyło się, że słyszałam pewne piosenki i stwierdzałam, że brzmią "eurowizyjnie". Nie da się przyrównać tego do tradycyjnego popu ani innego rodzaju muzyki. I uważam, że nie należy podchodzić do tego zbyt poważnie. Dla mnie muzyka to emocja i należy jej się po prostu poddać, nie zastanawiając się nad jej walorami. Jeżeli przynosi ona radość to nie należy się przejmować tym czy jest dobra, czy obciachem jest jej słuchać. Oczywiście zdarzają się piosenki okropne nawet dla mnie, przy których tylko czekam aż miną. Jednak przy innych, po prostu się bawię. Uwielbiam Eurowizję za tę niepowtarzalną atmosferę, która sprawia, że wszystkie kraje się jednoczą. Pomimo, że stopień rywalizacji jest ogromny, wszystkich łączy miłość do muzyki. Publiczność to ludzie będący fanami ESC od wielu lat i nawet oglądając konkurs na małym ekranie można odczuć wypełniającą ogromną halę radość i ekscytację. Wiele bym dała by znaleźć się pośród tych ludzi. Zawsze z utęsknieniem oczekuję na kolejny finał - kto wygra, kto będzie moim faworytem, jak poradzi sobie państwo z poprowadzeniem uroczystości itd. Szkoda, że już kolejny raz (2 rok) Polska nie bierze udziału w tym wielkim przedsięwzięciu. Choć nasze ostatnie piosenki nie były zbyt dobre to jednak zawsze można było mieć nadzieję, że tym razem zajdziemy dalej. Uważam, że powinniśmy próbować swoich sił. Wycofanie się jest bardzo złą opcją, ponieważ prowadzi do zapomnienia o tym niewielkim (w skali Europy) kraju jakim jest Polska. Powinniśmy być częścią tego, współtworzyć Eurowizję. Poza tym zrezygnowanie z udziału zmusza wielu fanów do oglądania transmisji na oficjalnej stronie konkursu (na co nie każdy może sobie pozwolić przy wolniejszym łączu internetowym) lub szukania zagranicznych programów telewizji satelitarnej. Ponieważ dla mnie jest to coś bardzo ważnego, korzystam z obu opcji, jednak miło byłoby posłuchać naszego polskiego komentarza, a także mieć szansę oddania głosu. Póki co, wszystko leży w rękach TVP i mam nadzieję, że Polska szybko wróci do obiegu (na co niestety szanse są niewielkie biorąc pod uwagę niechęć realizatorów i to jak lekceważone są prośby ich telewidzów, nie tylko w tej sprawie).
Co do tegorocznego zwycięzcy - Emmelie De Forrest z piosenką "Only teardrops" (filmik powyżej) - duńska piosenka nie była ona moim faworytem, ale podoba mi się coraz bardziej. Z pewnością będzie letnim hitem. Pod względem piosenek generalnie nie było niczego wyraźnie wybijającego się z tłumu, ale całość podobała mi się, Szwecja spisała się bardzo dobrze, a prowadząca Petra Mede była cudowną prowadzącą! Na pewno zapamiętam ją na długo, była nie tylko profesjonalna, ale również zabawna (i nie były to żenujące żarciki), poprowadzenie gali w pojedynkę było świetną decyzją, Petra nie potrzebowała dodatkowego wsparcia. A jej występ podczas finału Eurowizji był wspaniały, z klasą, smakiem i humorem. Niczym z dobrego musicalu. Zwykle oczekując na wyniki głosowania byliśmy świadkiem typowych i nudnych już występów z muzyką, tańcem i sztuką, które nie wprowadzały już nic nowego, stały się wręcz typowym elementem, a tym razem pojawiło się coś co oglądało się z prawdziwą przyjemnością.

*

Teraz coś właściwie z ostatniej chwili. Przed chwilą obejrzałam zwiastun filmu Drugie oblicze ( A Place Beyond the Pines), którego polska premiera odbędzie się za kilka dni. Wydaje się naprawdę ciekawy i przejmujący. Dodatkowo zachęca mnie udział Ryan'a Gosling'a w obsadzie oraz Bradley'a Cooper'a, którego także lubię. Film wydaje się być podobny do Drive, a reklamowany jest jako mocniejszy od niego. Cóż, nie wiem czy tego potrzebuję po Drive i jego krwawych scenach, ale film ten był ciekawym obrazem, silnie oddziaływał na emocje a ten rzeczywiście wydaje się nawet lepszym. A co Wy myślicie o jego zwiastunie?


*

I polska edycja programu X Factor emitowanego na entenie TVN przyniosła kilka lat temu ciekawe talenty, a wybór finalisty pomiędzy Adą Szulc, Genkiem Loską i Michałem Szpakiem wydawał się niełatwy. Były to początki programu w Polsce, wszystko było nowe, świeże i ciekawe. Jednak już II edycja programu podobała mi się nieco mniej, nie miałam szczególnych faworytów, choć byłam zadowolona ze zwycięstwa Dawida Podsiadło, które przyniósł mu występ z moją ulubioną wokalistką Katie Melua. Obecnie możemy oglądać III sezon programu (w niedzielę finał), który dla mnie nie reprezentuje sobą nic ciekawego. Program oglądam spędzając czas razem z rodziną, jednak przyznam, że tegoroczna edycja coraz bardziej mnie nuży. Choć lubię uczestników, żaden z talentów ani specjalnie nie zachwyca, ani nie razi. Poziom jest wyrównany i bardzo przeciętny. Być może moje oczekiwania wzrosły, ale co najbardziej mnie irytuje to zmieniona formuła programu.  Już w pierwszym odcinku na żywo zauważyłam, że wszystko jest bardziej dopracowane, ale nie w sposób dobry, lecz przesadny. Wszystko zostało przygotowane jak pod gotowy koncert danego uczestnika, jak gdyby miał za chwilę wyjść z telewizji i stać się idealnie zaprojektowaną gwiazdą wielkiego formatu. Scenografia i choreografia jest już sceniczna. Da się zauważyć jednak, że jest to kreowanie zwykłego uczestnika programu muzycznego na wielką zagraniczną gwiazdę. Tym samym piosenka nie jest jego własną interpretacją, a zwyczajną kopią. I właśnie tydzień temu kiedy uczestnicy odśpiewali polskie piosenki, zrozumiałam istotę problemu. Wówczas wyszli na scenę jak za dawnych czasów, naturalni, skromni, bez zbędnej przesady, a ich wykony wreszcie zabrzmiały tak jak powinny. Wtedy dostrzegłam, że program zaczął zbytnio wzorować się na amerykańskim oryginale. Zabrakło mu tej "polskości". Co prawda nie mam nic przeciwko piosenkom w języku angielskim i zwykle właśnie takich słucham, jednak program do przesady przesiąkł amerykańską kulturą. Choć Ameryka Północna ciekawi mnie, ciekawią mnie mieszkający tam ludzie i chciałabym ją kiedyś odwiedzić, to jednak branża pozyskiwania talentów muzycznych w Stanach Zjednoczonych czy Kanadzie nie zachwyca mnie. Kilkakrotnie oglądałam amerykańską edycję programu i nie kontynuowałam tego później - wszystko wydawało się przejaskrawione, piosenki wybrane spośród najnowszych hitów, rozhisteryzowani uczestnicy, według których ich życie skończy się kiedy odpadną z programu. Każdy kraj ma własną kulturę i uważam, że należy ją zachować. W Polsce tego zabrakło, zbyt wiele rzeczy przejmujemy z Zachodu...

*

Na koniec chciałabym przedstawić Wam pewną reklamę, która jakiś czas temu wycisnęła z moich oczu łzy. Akurat leciała przed filmikiem na Youtube, zaintrygowała mnie, więc nie przewinęłam jej po 5 sekundach i obejrzałam do końca. To wyjątkowa reklama, niezdominowana przez markę, a skłaniająca do refleksji nad sobą. Naprawdę polecam Wam poświęcenie tych kilku minut na jej obejrzenie. Warto.


*

Pierwotnie miałam jeszcze więcej do przekazania, jednak nie spodziewałam się, że aż tak się rozpiszę :). Wobec tego postanowiłam, że będzie to jedynie część dotycząca telewizji, mediów. Natomiast w kolejnym poście mała recenzja i być może wkrótce pojawi się kolejny post z takiej serii. Dziękuję i podziwiam tych, którzy wytrwali do końca :). Zaznaczam, iż są to moje subiektywne opinie i każdy ma prawo się z nimi nie zgadzać, to tylko moje odczucia. Wobec tego zapraszam do dyskusji i mam nadzieję, że być może zapoznałam Was z czymś o czym jeszcze nie wiedzieliście :).

niedziela, 12 maja 2013

Niewidzialny

Jestem, powracam :) Stęskniłam się za Wami! Co prawda początkowo zastanawiałam się czy powrót tutaj ma sens, jeśli po jakimś czasie miałabym znów zniknąć bez ostrzeżenia, nie miałam wówczas ochoty na pisanie. Ale ostatnio po przeczytaniu kolejnej książki postanowiłam wrócić do pisania recenzji, a to sprawiło mi ogromną przyjemność! I bardzo chciałam podzielić się nią na blogu. Mam nadzieję, że wróciłam już na dobre, jednak nic nie obiecuję. Tak to już ze mną jest - raz tu, raz tam, zmieniam się, a że blog nie jest obowiązkiem, a przyjemnością podążam za swoim sercem. Chcę pisać wtedy kiedy naprawdę mam na to ochotę. Wiem, że być może nie służy to idealnym relacjom i wydaje się niekonsekwentne, ale nie jestem w stanie zrezygnować z blogowania - to już część mnie, uwielbiam taką formę kontaktu z ludźmi. Wobec tego postanawiam uczynić tę przestrzeń jak najbardziej moją, a powracam z recenzją.

 Niewidzialny - Mari Jungstedt


tytuł oryginału: Den du inte ser
seria/cykl wydawniczy: Inspektor Anders Knutas tom 1
wydawnictwo: Bellona
gatunek: kryminał
data wydania: 9 września 2010
liczba stron: 352
moja ocena: 5/6

Czytając kryminały lub oglądając wiele filmów kryminalnych, a nawet posiadając minimalne pojęcie w tym temacie, nikogo już nie dziwi fakt o przykrym dzieciństwie mordercy. Po pewnym czasie brzmi to wręcz jak banalna wymówka mająca stanowić wytłumaczenie na popełnione przez niego zbrodnie. Jednak tym razem, czytając powieść kryminalną pt. „Niewidzialny” autorstwa szwedzkiej pisarki Mari Jungstedt, potrafiłam zrozumieć motywy działania seryjnego zabójcy. Zrozumiałam dlaczego stał się tym, kim się stał. Ba! Nawet dziwnym wydałoby się gdyby inaczej potoczyły się jego losy. Co bowiem uczynić sensem swojego życia kiedy w obliczu zła nikt cię nie wspiera? Może nim stać się jedynie nienawiść i zemsta…

Na malowniczej Gotlandii, w środku sezonu turystycznego zostaje zamordowana młoda dziewczyna. Podejrzenie pada na jej męża, ponieważ poprzedniego wieczora widziano, jak doszło między nimi do burzliwej kłótni. Inspektor Anders Knutas wdraża rutynowe dochodzenie. Parę dni później zostaje odnalezione ciało innej młodej kobiety zamordowanej w podobny sposób. Śledztwo zaczyna się komplikować, a inspektor musi pogodzić się z faktem, iż przyjdzie mu się zmierzyć z szalejącym na wyspie nieuchwytnym seryjnym mordercą…*

Oryginalna okładka
Chyba nie będzie zaskoczeniem kiedy stwierdzę, iż „Niewidzialny” to typowa powieść kryminalna. Poszukiwanie mordercy (nie rzadko seryjnego), przyspieszenie akcji i niebezpieczeństwo w jakim znajduje się jeden z głównych bohaterów to już niemal jej stałe elementy. Dochodzi jeszcze kilka dodatkowych walorów od autora i często to właśnie one mają decydujące znaczenie dla całości utworu. Również i tutaj odegrały one niemałą rolę.
„Niewidzialny” to historia opowiedziana z dwóch, a właściwie trzech punktów widzenia : komisarza policji Andersa Knutasa, dziennikarza Johana Berga oraz mordercy przywołującego własne wspomnienia. Każdy z nich wywiera szczególny wpływ na kolejne rozdziały książki. Ten pierwszy, a zarazem główny zapoznaje nas z bohaterem całej serii (siedmiu) kryminałów Mari Jungstedt, Andersem Knutasem. To właśnie losy jego oraz całego zespołu gotlandzkiej policji będą kontynuowane w następnych jej częściach. Kolejny punkt widzenia wydał mi się niezwykle ciekawy w zetknięciu z pierwszym. Dzięki dwóm różnym spojrzeniom n sprawę udało mi się uchwycić problem konfrontacji tych dwóch profesji : policjantów oraz reporterów kryminalnych. Jest to konflikt będący niemal niemożliwym do pogodzenia. Z jednej strony policja – dla dobra śledztwa nie ujawniająca szczegółów zbrodni ; z drugiej – sfrustrowane media, które z taką ilością utajnionych informacji nie są w stanie należycie wykonywać swojej pracy. Jak pogodzić tę sprzeczność interesów?

Mari Jungstedt
Wspomnienia mordercy, jak zaznaczyłam już na początku, mają bardzo duże znaczenie dla pełnego zrozumienia historii. Pozwalają ujrzeć sprawę z punktu widzenia kata i ofiary. Jednak czy tak naprawdę wiemy kto tutaj jest katem, a kto ofiarą? Czasami sprawa może okazać się znacznie bardziej skomplikowana, niż się wydaje. Nie będę jednak zdradzać nic więcej :)
Dzięki sprawnemu operowaniu piórem, Mari Jungstedt tworzy ciekawie zarysowane postaci, na tle różnych rejonów Gotlandii oraz Szwecji. W bardzo przystępny sposób kreśli historię łączącą w sobie elementy kryminału, romansu czy dramatu. Jej styl pisarski sprawia, że książkę czyta się niezwykle szybko(niemałą rolę odgrywają również krótkie rozdziały), szczególnie w momentach przyspieszenia akcji. Sprawia, iż czytelnik sam może domyślić się prawdy w idealnym momencie – wcześniej od bohaterów, jednak nie wcześniej niż jest to konieczne. Skutecznie zachęca by sięgnąć po kolejną część serii.

Wobec tego i ja nie mogę sobie odmówić następnej historii z Andersem Knutasem w roli głównej. Mam nadzieję, że czytając ją dowiem się jeszcze więcej na temat głównych bohaterów. Liczę również, że kolejna część nie zawiedzie mnie pod względem zawiłości historii. Myślę jednak, że nie spotkam się z rozczarowaniem, a książki Mari Jungstedt staną się stałymi bywalcami w mojej biblioteczce. Dowiedziałam się również, że na podstawie serii powstał niemiecki serial, którego oglądalność pobija… Wobec tego w najbliższym czasie planuję zapoznać się z tą produkcją – już wcześniej planowałam bardziej zaangażować się w naukę tego języka, chociażby poprzez większe osłuchanie się z nim, jednak ciężko było mi znaleźć coś odpowiadającego moim potrzebom. To zapowiada się całkiem ciekawie i kto wie, może uda mi się połączyć przyjemne z pożytecznym.

* opis zaczerpnięty z polskiej okładki książki "Niewidzialny" wydawnictwa Bellona

*
Na koniec chciałabym zaprosić Was na mojego 'tumblra' :). Początkowo planowałam wstawiać od czasu do czasu tutaj na bloga zdjęcia i gify, które mi się podobają, jednak ten pomysł nie wypalił - po prostu nie miałam nic szczególnego do powiedzenia, a nie chciałam przemieniać bloga w pamiętnik. Jakiś czas później zainteresowałam się stroną Tumblr, założyłam tam konto, aby mieć własną przestrzeń i nie musieć przechowywać wszystkich obrazków, które mi się podobają na komputerze, ale mieć je "pod ręką". I dopiero teraz dojrzała we mnie myśl aby utworzyć własnego bloga, dzielić się tym co lubię z innymi dodając krótki komentarz lub po prostu wstawiając zdjęcie. Od czasu do czasu będę tam coś wstawiać (przeważnie delikatne lub kolorowe zdjęcia,ale również te związane z ulubionymi aktorami,serialami,filmami) tak więc zapraszam Was do zajrzenia, a tych, którzy posiadają konto, do obserwowania :). LINK
W następnej notce mieszanka różności, moich opinii, rzeczy, które ostatnio mnie zainteresowały. Tymczasem zostawiam Was z piosenką utalentowanej Samanthy Barks :)

sobota, 9 marca 2013

Powrót do dzieciństwa

Zawsze uwielbiałam bajki Disneya. To na nich się wychowałam. Byłam tą szczęściarą z szafką pełną czarnych kaset video w kolorowych opakowaniach :). Wystarczyło wyciągnąć kasetę z pudełka i wsunąć do odtwarzacza video by przenieść się w magiczny świat. Choć nie twierdzę, że obecne bajki dla dzieci są złe, to jednak stare bajki Disneya są najpiękniejszymi historiami jakie można stworzyć, niezwykle mądrymi, pouczającymi i wzruszającymi. Uczą nas miłości. Tutaj nie ma granicy wieku, nie ma też żadnych innych barier. To bajki ponadczasowe. I cieszę się, że nie jestem jedyną osobą, która pragnie wychowywać na nich własne dzieci. Chciałabym aby i one poznały ich piękno i mam nadzieję, że nastąpi czas kiedy bajki te zostaną wydane na DVD, a może podobnie jak Król Lew doczekają się swojej "reaktywacji" na dużym ekranie.
A moja podróż do dziecinnych lat zaczęła się od tego oto filmiku :
Trafiłam do niego właściwie przypadkiem, z ciekawości. I zdecydowanie było warto! Bri śpiewa przepięknie, jestem w szoku jak wiele posiada oktaw głosowych idealnie dopasowując się do wybranych charakterów. Już po obejrzeniu tego filmiku byłam przekonana, że byłaby świetną aktorką głosową, a po zapoznaniu się z resztą jeszcze bardziej się w tym upewniłam i mam nadzieję, że się jej to uda :).
Podobne do tego video, które w równym stopniu ukazuje jej umiejętności to piosenka Belli z Pięknej i Bestii.
Akurat Piękna i Bestia nie zapadła mi w takim stopniu w pamięć jak inne bajki, z których wciąż pamiętam wybrane sceny, choć nie oglądałam ich dawno. Są też piosenki z bajek Disneya, które wprost uwielbiam i bardzo chętnie ich słucham od czasu do czasu. Przywołują najlepsze wspomnienia :). I to właśnie te z polskim dubbingiem są dla mnie najpiękniejsze. Wiem też, że wielu obcokrajowców zgadza się, iż polskie wersje są jednymi z najlepszych, z powodu czego czuję się dumna :).

Muszę przyznać, że choć bajki, które lubię najbardziej mają już trochę lat zostałam wychowana na już trochę nowszych bajkach Disneya. Te pierwsze - Królewna Śnieżka i siedmiu krasnoludków oraz Kopciuszek (chyba nigdy nie zapomnę tych detali! wciąż jak dziś mam w głowie pomocne myszki ubierające Kopciuszka, wstążki, pantofelek czy wrednego kocura Lucyfera!) - należą do najbardziej znanych i uwielbianych, do moich ulubieńców należą jednak też Pocahontas, Mała Syrenka, Herkules czy Mulan.
 
Bardzo się ucieszyłam kiedy rok temu na castingach do programu X Factor zobaczyłam Beatę Jankowską, polską aktorkę dubbingową, która obdarzyła swoim głosem właśnie Małą Syrenkę. Byłam w szoku, bo zwykle aktorzy dubbingowi są "bez twarzy", nie widzimy ich i nie znamy, kiedy nie są również aktorami filmowymi. Niestety pani Beata nie przeszła zbyt daleko w programie, a szkoda. 
Skoro mowa o Małej Syrence, uważam, że postać Ursuli jest jednym z najlepiej wykreowanych czarnych charakterów (no i może jeszcze fenomenalny Hades z Herculesa!) :) Wciąż pamiętam jej podwodne królestwo. 
 

 I won't say I'm in love w wykonaniu Natalii Kukulskiej jest jedną z moich ulubionych piosenek, choć tym razem nie smutnych, nie sentymentalnych, a utrzymanych w żartobliwym klimacie :). Znam jej słowa na pamięć :D
I moja absolutnie ulubiona - Kolorowy Wiatr w wykonaniu Edyty Górniak.
 Moim zdaniem jest zdecydowanie piękniejsza od innych wersji językowych, nawet od oryginału. Nie pamiętam, która z bajek była w dzieciństwie moją ulubioną - prawdopodobnie Król Lew, którego podobno oglądałam setki razy, lecz gdybym miała wybierać teraz, byłaby to właśnie Pocahontas. Samo wsłuchiwanie się w słowa tej piosenki bardzo na mnie działa. Wystarczy posłuchać by zobaczyć jak wielką wartość posiada ta oto bajka. Morał jaki niesie jest wyjątkowy, niesamowicie prawdziwy i jakże aktualny. To nie tylko historia miłości oraz walki dobra ze złem, ale także miłości do świata, wartości natury, której wielu z nas nie szanuje, myśli tylko o własnych, człowieczych sprawach. 

Natomiast pierwszy filmik Bri Ray przypomniał mi o bajkach, o których zapomniałam. Jest to między innymi Calineczka :) 

Zapomniałam, a przecież też odegrała dla mnie dużą rolę. Wraz z piosenką przypomniały mi się wszystkie szczegóły i cała historia. Pamiętam też, że oglądając bardzo ją przeżywałam, ma w sobie pewien mrok, ponurość, która zawsze mi się udzielała. Po prostu bałam się tego co stanie się z Calineczką i jej księciem, nawet kiedy oglądałam ją po raz kolejny. Jest tutaj mnóstwo, bardzo nieprzyjemnych czarnych charakterów i to takich, które nie bawią, ale irytują i odrzucają. Ale nie uważam tego za coś złego, przeciwnie, podoba mi się to, że tak silnie zapamiętałam własne uczucia związane z filmem. 
Nawet ostatnia scena jest nieco niepokojąca... Z początku pozbawiona nadziei na szczęśliwe zakończenie, ponura, smutna. Warto też wiedzieć, iż nie jest to bajka Disneya. 
Bardzo podoba mi się odwołanie do religii w Dzwonniku z Notre Dame, choć oczywiście nie zwracałam na to uwagi w dzieciństwie. Dopiero niedawno dowiedziałam się, że film powstał na podstawie książki Victora Hugo Katedra Marii Panny w Paryżu. Aktualnie czytam Nędzników tego samego autora (po obejrzeniu musicalu postanowiłam sięgnąć po książkę) i tutaj również wszystko toczy się wokół Boga. Podobają mi się spostrzeżenia pana Hugo oraz jego styl, a że Katedrę Marii Panny w Paryżu w domu posiadam i gorąco polecał mi ją mój tata jako niezwykle wzruszającą, toteż na pewno przeczytam ją tuż po Nędznikach.

Oglądając te wszystkie filmiki uświadomiłam sobie, że niemal w każdej bajce Disneya główna bohaterka to krucha, bezbronna dziewczyna marząca o swoim księciu, który pojawi się na białym koniu i wyrwie ją z ciężkiego życia, aby zamieszkać w królestwie wolnym od problemów. I przyznam, że jeśli ktoś sceptycznie nastawiony ogląda te bajki po raz pierwszy, mógłby to skrytykować. Ja jednak, choć też nie przepadam za takim modelem kobiety i uwielbiam czytać o kobietach wyzwolonych, zdecydowanych, pewnych siebie i samodzielnych, to jednak lubię ten element w bajkach. Bo czy skoro wokół siebie mamy na co dzień tak wiele wyuzdania i przesadnej pewności siebie, to czy musimy dostrzegać to również w bajkach skierowanych do dzieci i dorosłych? Właśnie tutaj jest to piękno, ukazanie delikatności kobiety. A przecież w disneyowskich bajkach mamy też dziewczyny, których jedynym celem w życiu niekoniecznie jest miłość. Dajmy na to Mulan, Pocahontas czy ironiczną Megarę (Herkules).

To niesamowite jak wiele elementów przypomniało mi się wraz z pisaniem tej notki. Dosłownie najdrobniejsze szczegóły, które w tamtym czasie musiały wywrzeć na mnie ogromne wrażenie. Co jest ciekawe, bo przecież nawet nie pomyślałabym, że dziecko może przywiązywać wagę do takich drobnostek jak np. sposób układania się materiału sukni. Chciałabym wkrótce zrobić sobie taki maraton bajek Disneya :). Ciekawe jakie wtedy będą moje odczucia. Ale wiem, że na pewno się nie zawiodę, ponieważ wciąż są one żywe w moich wspomnieniach.
A jakie są Wasze ulubione bajki?